„Poco ona poszła do Poeriego?“ — mówił sobie Faraon; „jeżeli istotnie pod Horą ukrywa się Tahoser, w takim razie kocha Poeriego. Nie, bo nie byłaby uciekła w ten sposób, skoro przyjęta została pod jego dach. Ach! ja ją odnajdę, choćbym miał przetrząsnąć Egipt od katarakt do Delty“.
Rachela stała w progu chaty i śledziła wzrokiem oddalającego się Poeriego, gdy nagle zdało się jej, że dobiega ją lekkie westchnienie; wytężyła słuch. Kilka psów wyło do księżyca, puszczyk odzywał się pogrzebowym krzykiem, a krokodyle kwiliły między sitowiem na rzece, naśladując zawodzenie dziecka. Młoda Izraelitka zabierała się do wejścia, gdy jęk wyraźniejszy, którego nie można było przypisać nieokreślonym odgłosom nocy, a który napewno pochodził z piersi ludzkiej, poraz drugi obił się o jej uszy.
Zbliżyła się ostrożnie, w obawie zasadzki, do miejsca, skąd dochodził dźwięk, i pod murem chaty dostrzegła w cieniu błękitnawym i przezroczystym, zarysy postaci, leżącej na ziemi; przemoczona szata oblepiała kształty rzekomej Hory, a zaokrąglenie ich zdradzało płeć. Rachela, widząc, że ma do czynienia tylko z zemdloną kobietą, otrząsnęła się z wszelkiej obawy i uklękła obok niej, nasłuchując oddechu ust i bicia serca. Oddech konał na bladych wargach, bicie zaledwie poruszało zimne łono. Czując wilgoć przemoczonej szaty, Rachela zrazu mniemała, że to krew i wyobraziła sobie, że ma przed sobą ofiarę morderstwa; chcąc zatem nieść pomoc skuteczniej-