Strona:PL George Gordon Byron - Manfred.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

Kędy fale szumiące wracając z noclegu
Porzucą trupy, głazy i szlamy zatrute!...

STRZELEC.

Biedny człowiek, zwaryował, co gada sam nie wie!

MANFRED.

Zwaryował!... Gdyby prawdą mogły być słowa te?
To, co widzę za marzeń zwodniczych zarzewie
Wziąłbym!....

STRZELEC.

Cóż widzisz?... raczéj, co się tobie zdaje?

MANFRED.

Widzę nas obu w pośród tych śnieżystych gór,
Gościnną twą chałupę, twe skromne zwyczaje,
Twą duszę niepodległą, cierpliwości wzór. —
Szacunek cnót twych własnych pobożny i cichy,
Dni dla pracy, twe błogie noce dla spocznienia,
Życie wśród niebezpieczeństw, a przecież bez pychy,
Bez zbrodni!... O twym losie myśl bez pokrzywdzenia
Swych bliźnich!... Chęć lat długich, spocznienia wiecznego.
Po czém ci dziatwa luba krzyż zatknie na grobie,
Darniem wyściele! wnuki plemiania twojego
Przyniosą napis we łzach, w serdecznej żałobie!...