bardzo mój dowcip i moje żarty i prosił mnie, abym dłużej został w Cesena. Mieszkałem w hotelu. Otóż pewnej nocy budzi mnie przeraźliwy zgiełk, prawie tuż pod mojemi drzwiami. Wstaję, wychodzę, chcę zobaczyć, co się dzieje? Widzę gromadę zbirów w drzwiach pokoju, a w nim w łóżku jakiegoś mężczyznę, który przemawia do tych drabów po łacinie. Pytam gospodarza hotelu co to jest. — Ten pan — odpowiada mi — śpi z dziewczyną, a to są ludzie biskupa, którzy chcą się dowiedzieć, czy to jest jego żona. Bo jeżeli to kochanica, to musi razem z nią pomaszerować do więzienia. — Kto wyłamał drzwi? — Nikt nie wyłamał. Otworzyłem je, bo to jest mój obowiązek. Widzę, że muszę się wmieszać w tę sprawę. Wchodzę więc w szlafmycy na głowie do pokoju owego jegomościa i opowiadam mu, co słyszałem. On zaś śmieje się mówiąc, że nikt nie może wiedzieć, czy ta osoba, która przy nim śpi jest kobietą, widziano ją bowiem tylko w mundurze oficerskim, a zresztą nie myśli z tego nikomu zdawać sprawy, czy to jest żona, czy też kochanka, jeżeli, rozumie się, wogóle jest kobietą. Nie myślę zresztą się opłacać, nie wstanę wpierw z łóżka, dopóki nie zamkną drzwi. Jak tylko się ubiorę, zobaczą, co wyniknie z tej całej komedji. Wypędzę tych łotrzyków szablą. Pytam go, czy jest oficerem. — Nazwisko moje i godność wpisałem do księgi podróżnych — odpowiada. Idę więc do gospodarza i przedkładam mu, że pożałuje swego zachowania się względem oficera. On na to śmieje mi się w twarz. Oburzony tem do żywego proszę owego oficera, aby mi pokazał w zaufaniu swój paszport. — Mam dwa paszporty — powiedział — dlatego mogę panu powierzyć jeden z nich. Dobywa z torebki paszport i podaje mi. Wystawiony przez kardynała Albaniego potwierdza, że ów oficer jest kapitanem węgierskiego pułku cesarzowej. Przybywa z Rzymu, dążąc do Parmy, aby doręczyć panu Dutillot, ministrowi infanta, księcia Parmy, depesze kardynała Albaniego.
Gdy jeszcze paszport czytam wchodzi jakiś człowiek, który podaje się za woźnicę kapitana. Przyszedł prosić o zapłatę, bo nie może czekać dłużej. Poznałem zaraz, że zmówił się z tamtymi. — Proszę przynieść kufer pana kapitana na górę, a dostaniecie zapłatę. Gdy kufer wniesiono, wręczam mu ośm cekinów, które każę pokwitować. Na to oddalają się zbiry z wyjątkiem dwóch. — Kapitanie — mówię do Węgra — niech pan jeszcze zostanie w łóżku. Idę do biskupa, aby mu powiedzieć całą rzecz. Zresztą generał
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/105
Ta strona została przepisana.