Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/106

Ta strona została przepisana.

Spada jest w Cesena, i... — Ja go znam — przerwał mi kapitan — i gdybym to wiedział, to byłbym gospodarzowi rozpłatał głowę. Ubieram się czemprędzej, udaję się do biskupa i każę się mu zameldować. — Jego Przewielebność jest jeszcze w łóżku — mówi mi służący. — To mi wszystko jedno, niemam czasu czekać. Odtrącam go i wchodzę. Opowiadam z wielkim zapałem całe zdarzenie, biskup zaś każe mi udać się do swej kancelarji. Powtarzam kanclerzowi przygodę kapitana z jeszcze większem uniesieniem. Poczynam grozić i żądam zadośćuczynienia dla obrażonego. Ksiądz kanclerz śmieje się i pyta czy mi nie brak piątej klepki, że mogę zresztą odnieść się do naczelnego zbira. Ja zaś pędzę do generała Spada. Powiadają mi, że mogę się z nim widzieć dopiero o ósmej, powracam więc do hotelu. Należy mi teraz wyznać czytelnikowi, dlaczego z takim zapałem zająłem się tą sprawą? Oto dlatego, iż wyobrażałem sobie, że w łóżku pod kołdrą, ukrywa się jakieś rozkoszne stworzenie. Słyszała więc, jak stawałem w jej obronie, a moja miłość własna podszepnęła mi, że to nie są stracone zachody. Zdałem więc skwapliwie sprawę kapitanowi z mojej bytności u biskupa, zapewniając go, iż w ciągu dnia będzie mógł odjechać na koszt biskupa, gdyż generał nie omieszka dać pełne zadośćuczynienie za wyrządzoną przykrość. Kapitan podziękował mi serdecznie, oddał mi ośm dukatów i powiedział, że odjedzie nazajutrz. — Jakiej narodowości jest pański towarzysz? — zapytałem. — Jest Francuzem i mówi tylko po francusku. — Pan mówi więc po francusku? — Ani słowa, porozumiewamy się na migi. — Czy mogę przyjść na śniadanie do pana? — Trzeba się spytać o to, mego towarzysza. — Miły kolego kapitana — mówię po francusku — czy nie zaprosisz mnie na śniadanie. Natychmiast wychyla się z pod kołdry piękna główka z twarzyczką świeżą i uśmiechniętą. Mimo oficerską czapkę, poznaję zaraz, że to jest kobieta. Pospieszam powiedzieć jej, że widząc ją, czuję wzrastający we mnie zapał, aby jej służyć. Odpowiedziała mi z wdziękiem i z żywością właściwą Francuskom. Wyszedłem, aby zadysponować śniadanie, a kiedy powróciłem zastałem mą Francuzeczkę w niebieskim płaszczu, z włosami uczesanemi na modłę mężczyzn i zachwycającą. Byłem oczarowany. Pożegnałem mych nowych przyjaciół aby się udać na obiad do generała Spady. W godzinę potem przyszedł tam zaproszony również kapitan ze swym towarzyszem, przybranym w mundur fantastyczny. Aby poznać kobietę w tej istocie, wystar-