„Musiałam cię opuścić, najdroższy mój przyjacielu. Nie pomnażaj swej boleści, o mojej myśląc. Myślmy, żeśmy prześnili piękny sen, nie skarżmy się, czyż który sen szczęśliwy trwa tak długo jak nasz? Nie dowiaduj się kim jestem, a gdybyś się o tem przypadkiem dowiedział, zapomnij. Aby cię uspokoić, Zapewniam cię, że ułożyłam sobie życie dobrze, że przepędzę je szczęśliwie o tyle, o ile to jest możliwe, nie mając ciebie przy sobie. Nie będę miała żadnego kochanka więcej, lecz proszę cię, nie naśladuj mnie w tem. Życzę ci, abyś pokochał znowu. Oby jaka dobra wróżka, zesłała ci drugą Henrykę. Żegnaj mi, żegnaj!“.
Udałem się do Paryża. Zdawało mi się, że w tem mieście utoruję sobie drogę za pomocą moich talentów i mojej zręczności. I nie pomyliłem się. Chodziło wtedy o poratowanie finansów państwa. Miałem polecenia do gabinetów ministerialnych, gdzie też umiałem zwrócić na siebie uwagę ministra finansów, któremu przedłożyłem pewien plan. Należy wyznać prawdę, że ów plan przywłaszczyłem sobie po prostu od kogoś innego. Szło tutaj o loterję państwową. Techniczno-rachunkowy jej zarys wypracował właśnie ten „ktoś inny“, ja zaś, potrafiłem zainteresować nim ludzi w chwili stosownej. Plan owej loterji został przyjęty, wyrosłem naraz na człowieka, z którym się państwo liczy. Dochody moje powiększyły się tak znacznie, iż na wielką stopę wiodłem dom i bywałem w najwykwintniejszych kołach towarzystwa. Z polecenia rządu poprowadziłem interesy państwa w Holandji bardzo pomyślnie i wzmocniłem tem jeszcze moje stanowisko. Lecz zamiłowanie do swobody, nie pozwoliło mi go utrwalić. Zaniedbywałem interesa i pełnemi garściami czerpałem z kapitału. Chciałem sobie pomóc potem znowu fabryką sukna, lecz ona przysporzyła mi tylko wielką liczbę robotnic, tak, że byłem w posiadaniu istnego haremu. W owym czasie poznałem markizę d‘Urfe, starą damę, oddaną naukom z dziedziny abstrakcji, zaczytaną w mistycznych pismach i pilnie szukającą w swem laboratorjum chemicznych związków, któreby wytworzyły złoto. Uważając mnie za adepta tej wiedzy, powierzała mi swe tajemnice, z których umiałem wyciągnąć korzyści. Wielką chimerą markizy była wiara w możliwość obcowania z duchami zwanymi: żywiołowymi.