mego z Teresą Imer. Lecz jakże byłem zachwycony spotykając w teatrze Florencji, drogą moją Teresę, wrzekomego Bellina. Spotkaliśmy się więc po siedmnastu latach. Była śpiewaczką i żoną młodego, przystojnego człowieka. Lecz jakież było moje zdziwienie, gdy mi przedstawiła swego brata, podobnego do mnie jak dwie krople wody! Był to mój syn. Wkrótce potem pojechałem do Neapolu. Obiecałem bowiem w Paryżu będąc, księciu Metalone, że odwiedzę go w Neapolu. Przy tej sposobności zobaczyłem się także z moimi dawnymi znajomymi w tem mieście, tak dla mnie drogiem. Przedewszystkiem pragnąłem zobaczyć Lukrecję, którą tak bardzo kochałem w Rzymie. Dowiedziałem się, że jej mąż Castelli dawno już umarł, wdowa jego zaś mieszka dwadzieścia mil za Neapolem. Postanowiłem jednak nie wyjechać z Neapolu bez uściskania jej. Udaję się do księcia Metalone, który ściska mnie, przedstawia swej żonie i całemu towarzystwu zgromadzonemu u niego. Prosił, abym u niego zamieszkał, posłał też zaraz po moje pakunki do hotelu. — Jeden z gości usłyszawszy moje nazwisko zawołał wesoło: — Nazywa się pan tak samo jak ja, musisz zatem być mego ojca naturalnym synem. — Nie pańskiego ojca, lecz pańskiej matki — odpowiadam, a wszyscy w śmiech, interlokutor zaś wcale nie obrażony serdecznie mnie ściska. Tłumaczą mi to zajście. Ten pan bowiem, nawiasem mówiąc książę Casalnovo. usłyszał zamiast mego nazwiska: Casanova, „Casalnovo“ i stąd nieporozumienie. — Czy wiesz? — wtrącił Metalone — że mam syna? — Powiedziano mi o tem. Nie chciałem jednak wierzyć. Ze skruchą jednak przyznaję się do grzechu niewiary, gdyż widzę anioła, który tego cudu dokonał. Księżna zarumieniła się, towarzystwo zaś przyklasnęło mi głośno. Ogólnie było znanem przecież, że książę był zużyty. Metalone kazał przyprowadzić syna. Podziwiam go i mówię, że bardzo do ojca podobny. Jakiś mnich, siedzący po prawej stronie księżny, zauważył ze śmiechem, że tego wcale nie widzi, za co księżna wymierzyła mu policzek, przyjęty bardzo wdzięcznie. Księżna była bardzo piękna, lecz wydała mi się niezmiernie dumną. Umiała w stosownej chwili być głuchą i niemą i panowała nad swem spojrzeniem. Dwa dni próbowałem zawiązać z nią rozmowę, daremnie. Zostawiłem ją więc jej wyniosłej pysze. Książę pokazując mi przeznaczony dla mnie pokój, rzekł: — Pójdziesz ze mną do teatru San Carlo i będziesz tam chodził do mojej loży jak często zechcesz. Przedstawię cię najpiękniejszym
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/129
Ta strona została przepisana.