i zabrała Helenę ze sobą, tamte zaś dwie siostry poszły dć swego pokoju. Niedługo potem podążyłem tam za niemi, syndyk zaś udał się do pokoju najstarszej. Zaledwie po godzinie moich erotycznych uciech przerywa mi je syndyk wpadając: — Helena jest głuptaskiem — mówi — z którym nic począć nie można. Schowała się pod kołdrę i nie chciała patrzeć na moje igraszki z jej przyjaciółką. A kiedy się do niej zwróciłem, to odepchnęła mnie. Istna dzika, trzeba żebyś ją oswoił. — Jakże mam począć? — Przyjdź jutro zjeść z nami wieczerzę. Może uda nam się ją spoić? — Ach! nie, to byłoby brzydkie. Zostaw mnie tę sprawę. Następnego dnia pojawiłem się tam na obiedzie, bardzo mile powitany. Po deserze poszliśmy się przejść, a siostry działając zgodnie z mem życzeniem, zostawiły mnie sam na sam z piękną kapryśnicą, która opierała się wciąż i prośbom moim i pieszczotom. — Z pewnością, wszystko to samo mówił pan moim trzem przyjaciółkom, bardzo je żałuję, żadna bowiem nie może wierzyć, iż pan jedynie ją kocha. — Czy sądzisz, o! najpiękniejsza, że takie przekonanie uczyniłoby ją szczęśliwszą? — Tak sądzę, chociaż niemam doświadczenia w tych sprawach. Powiedz mi pan przeto, czy mam słuszność? — Myślę, że nie jesteś w błędzie. — Zachwyca mnie pan. Lecz jeżeli nie jestem w błędzie, przyznaj pan, że nie dałbyś mi dowodu miłości, gdybyś mnie przyłączył do tamtych? A teraz prośba do pana. Niech pan zaprosi mego wuja pastora z Jadwigą na obiad. To zrobi im wielką przyjemność. — Z największą chęcią, boska Heleno. Mój bankier Tronchin ma willę nad jeziorem, poproszę go, aby mi jej pożyczył na jeden dzień. — Doskonale! Tylko nie mów pan nic o tem syndykowi i jego przyjaciółkom. Sama uwiadomię ich później. — Jutro wszystko będzie zarządzone. Niech pani wraca pojutrze do miasta, a w dwa lub trzy dni potem odbędzie się nasz sławny obiad. Nazajutrz udałem się z syndykiem do Genewy, a pan Tronchin był bardzo rad, że może mi się przysłużyć. Pastor przyjął moje zaproszenie, mówiąc, że powinienem się radować, iż poznam matkę Heleny. Widocznem było, że dzielny ten człowiek kochał bardzo ową kobietę, a jeżeli ona mu także sprzyjała, to jej wzajemność mogła przyjść w pomoc jeno mym zamiarom. W dzień mego przyjęcia zamówiłem w willi Tronchina wspaniały obiad, postarałem się również o najlepsze wina, najwybredniejsze likiery i o wszystko potrzebne do przyrządzenia ponczu. Tronchin miał należeć do naszego grona. Uczta mogła w istocie zadowolić naj-
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/139
Ta strona została przepisana.