Kunszt ów, kiedyś później wydobył mnie z wielkiej biedy. Gdy w dwa lata potem, było to w poście, roku tysiąc siedmset trzydziestego szóstego, odwiedziłem mą matkę w towarzystwie profesora Gozzi, zadziwiłem wszystkich moimi talentami i mą nauką, ba! nawet wzbudziłem podziw. Doktor zaś, cieszył się jak dziecko, gdy mu przypisywano ową szczęśliwą metamorfozę wrzekomo upośledzonego dziecka, w tak zajmującego chłopaka.
Tylko peruka płowej barwy ocieniająca moją twarz śniadą o czarnych oczach i brwiach, bardzo się nie podobała mojej matce. Spytała doktora, dlaczego ją noszę? Gdy on odpowiedział, iż peruka ułatwia ogromnie utrzymanie mnie w schludności, a jestto zadaniem jego siostry, powstały śmiechy, które się jeszcze wzmogły, kiedy powiedziałem, że Bettina jest najpiękniejszą dziewczyną z całej dzielnicy i że ma lat czternaście. Na to, moja matka przyrzekła dziewczęciu piękny podarunek, jeżeli zabiorą mi perukę. Dobry Gozzi przyrzekł, iż to się stanie niezawodnie. Tak, Bettina była zachwycająca, wesoła i zawzięcie czytała książki. Chmurzyli się na nią jej rodzice, bo za często ukazywała się w oknie, brat zaś, za ową namiętność czytania. Podobała mi się odrazu, chociaż niewiedziałem dlaczego, ona to pierwsza rozpłomieniła moje serce tak silnie, że nie znałem i później gorętszych płomieni. Pięć łokci jedwabnej materji, tuzin rękawiczek, podarunek mojej matki dla dzieweczki, skłonił ją ku mnie, zajęła się memi włosami tak gorliwie — że ani za pół roku nie mogłem zdjąć peruki. Czesała mnie codziennie, często i w łóżku, gdyż, jak mówiła, nie miała czasu czekać, aż wstanę. Obmywała mi twarz, szyję, piersi i darzyła pieszczotami, które mnie podrażniały. Byłem młodszy od niej o trzy lata, to mnie przygnębiało, nie mogłem bowiem, wierzyć aby mnie naprawdę kochała. Kiedy dotykała mego ciała, mówiąc że tyję, płonąłem, nie okazując jednak niczem mego wzburzenia. Pocałunki jej mieszały mnie, później pozbyłem się tej nieśmiałości i całowałem ją z zapałem.
W jesieni przyjechało do doktora trzech nowych pupilów. Jeden z nich, piętnastoletni młodzieniaszek wkrótce wcale się spoufalił z Bettiną. Zauważyłem to wkrótce, a spostrzeżenie to natchnęło mnie pewnym rodzajem szlachetnej pogardy. Cordiani, syn dzierżawcy bez kultury umysłowej ni obyczajowej, nie mógł się mierzyć ze mną. Pierwszeństwo chyba zapewniał mu wiek dojrzalszy. Bettina zauważyła niebawem jakąś zmianę we mnie. Bo kiedy obsypywała mnie pocałunkami, czesząc mnie w łóżku, odtrącałem
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/14
Ta strona została przepisana.