bardziej rozpieszczonego wybrednisia, ozdoba jej była bezsprzecznie Jadwiga. Nie spotkałem nigdy teologa, który by jej sprostał w elokwencji i nauce. Najbardziej abstrakcyjne zagadnienia tej wiedzy, rozważała z lekkością a zarazem ze ścisłością, z porywającym wdziękiem, a zarazem z powagą i godnością. Oczarowała mnie. Pan Tronchin był również zachwycony i zaprosił nas, abyśmy ponowili taką biesiadę pojutrze. W miarę jak zbliżaliśmy się do deseru, ożywienie humorów wzrastało, chociaż panienki piły mało, lecz były trochę rozmarzone rozmaitością trunków. Pastora tkliwość dla matki Heleny wystąpiła na jaw w całej pełni po wielu kieliszkach szampana, cypryjskiego wina i likierów. Skorzystałem z ogólnego nastroju i poprosiłem o pozwolenie towarzyszenia młodym damom w przechadzce nad brzegiem jeziora. Udzielono mi pozwolenia z głębi przepełnionych rozczuleniem serc. Skorzystałem z niego skwapliwie i niebawem byliśmy na swobodzie, dalecy od wszelkich oczu.
Znaleźliśmy się wkrótce nad basenem, do którego prowadziły marmurowe stopnie. Przyszła mi naraz myśl do głowy, aby panie rozgrzane nieco szampanem, ochłodziły sobie nóżki. Ofiarowałem się zdjąć im trzewiczki, jeżeli na to pozwolą. — Niemam nic przeciw temu — uśmiechnęła się Jadwiga. — Tak samo i ja — zgodziła się Helena. Usiadły na pierwszym stopniu, ja zaś ukląkłem na czwartym, zdejmowałem im trzewiki podziwiając piękne stopki. Weszły do wody unosząc sukienki. — Dosyć, piękne Najady — napominałem — dosyć! Mogłybyście się przeziębić, gdybyście dłużej się chłodziły. Cofając się z podniesionemi wciąż sukienkami wyszły z basenu. Ja zaś musiałem spełnić miły obowiązek osuszania im nóżek, wszystkiemi chusteczkami, jakie miałem przy sobie. Że mi się przytem w głowie kręciło z zachwytu, któż o tem wątpi? I naraz ku wielkiemu zadowoleniu ujrzałem niedaleko pawilon. Poprowadziłem tam moje damy. Pawilon był pięknie przybrany wazami alabastrowemi i obrazami. Do spoczynku zachęcała wygodna sofa. Usiadłem tam pomiędzy temi uroczemi istotami, obsypując je pieszczotami i pocałunkami, które miały mi być zadatkiem pełniejszego szczęścia. Po tak mile zawartej przyjaźni, z nadzieją jej wzmocnienia, powróciliśmy, spotykając pastora i matkę Heleny, przechadzających się nad brzegiem jeziora. Nazajutrz podejmował nas Tronchin. Jedzenie było dobre, zebranie składało się z dwudziestu osób, oczarowanych wymową Jadwigi. Helena powiedziała
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/140
Ta strona została przepisana.