mi, że nazajutrz Jadwiga będzie z pastorem u jej matki wieczorem, na kolacji, a potem jak zwykle, zanocuje tam. — Idzie więc o to, czy zechce się pan ukryć u nas. W jakiem miejscu, pokażę panu jutro rano. Zgodziłem się na wszystko. Następnego dnia złożyłem wizytę wdowie, Helena oprowadzając mnie po domu wskazała zamknięte drzwi pomiędzy schodami. — O siódmej godzinie będą otwarte — rzekła Helena. — Jak pan wejdzie, proszę zamknąć za sobą i zaryglować. Na kwadrans przed siódmą byłem już na posterunku i pełen oczekiwania. Nakoniec wybiła dziesiąta godzina, usłyszałem głos pastora, który schodził na dół po schodach. Dawne wspomnienia roiły mi się po głowie. Od czasu przygody miłosnej z uroczemi siostrzenicami pani Orio zmieniłem się to prawda. Nie stałem się jednak rozsądniejszy, lecz doświadczeńszy. Wiedziałem to dobrze, że dziewczęta nie łatwo uwieść się dają, nie mają bowiem odwagi, gdy jednak są w towarzystwie przyjaciółki, oddają się dosyć łatwo. Słabość jednej pociąga za sobą drugą. Ojcowie i matki sądzą przeciwnie i mylą się. Boją się powierzyć swą córkę młodemu człowiekowi na bal, czy też na przechadzkę, lecz przeciw towarzystwu przyjaciółki nie mają nic. Im niewinniejszą jest zresztą młoda dziewczyna, tem mniej świadoma jest sposobów i celu uwodzenia. Mimo woli pociąga ją urok rozkoszy, ciekawość kojarzy się z nią, a sposobność dokonywa dzieła. Wkrótce po oddaleniu się pastora usłyszałem trzykrotne, lekkie pukanie. Otworzyłem, a rączka jako atłas gładka pochwyciła moją. To była Helena. — Proszę iść za mną — szepnęła — zamykając drzwi. — Lecz w mej szczęśliwej niecierpliwości pochwyciłem ją w ramiona, była mi powolna. — Bądź grzeczny mój przyjacielu i chodź za mną. Szedłem za nią po omacku, po długim korytarzu, na końcu którego był pokój, także ciemny. Helena otworzyła drzwi do drugiego, gdzie było światło. Ujrzałem Jadwigę. — Najdroższa — zawołałem — gdyby nie moja miłość, czyżbym tak długo siedział w tej wstrętnej kryjówce. Lecz nie traćmy czasu, bądźmy szczęśliwi. Spocznę pomiędzy wami. I oddaliśmy się rozkoszom miłości. Noc wydała się nam krótka, o brzasku dnia trzeba się było rozstać. Wysunąłem się szczęśliwie, nie spotykając nikogo. Spałem do południa, potem zebrałem się i odwiedziłem pastora. Tam cały czas śpiewałem hymny pochwalne na cześć jego siostrzenicy, co go usposobiło doskonale, potem zaprosiłem go do hotelu „pod wagą“ na kolację. — Proszę jednak usilnie — dodałem —
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/141
Ta strona została przepisana.