Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/147

Ta strona została przepisana.

wiedliwiała się, że domino się rozdarło i trzeba było je zaszywać, ja zaś promieniałem z radości. Wieczorem poszliśmy na bal. Lecz tłum był tak wielki, że trudno było tańczyć, siedliśmy przeto do kolacji, a ja marzyłem już o fundango! Lecz naraz o zgrozo! orkiestra grać przestaje! Dowiadujemy się, że północ minęła i środa popielcowa nadeszła, kończąc karnawał. Odprowadziłem przeto kuzynki Ignazji do domu, czystemi dziewicami, jakom je zabrał, moją piękną zaś prowadzę do kawiarni, aby zakupić dla niej przysmaków. Wtem spotykam don Francisca, który mi mówi dzień dobry. Ignazja jednak zbladła, lecz widząc moją niewzruszoną minę zaprosiła go, aby zasiadł z nami. Wypiwszy szklankę wina oddalił się, lecz sennora powiedziała mi, że z pewnością szpieguje nas gdzieś z daleka. — Miłość jego stała mi się natrętna — zwierzyła mi się Ignazja — kocham tylko ciebie. — Wierzę moja piękna — odrzekłem — szanuję cię bowiem nadto, abym myślał inaczej. Przyrzekłem jej też kochać ją wiernie... jak długo zostanę w Madrycie. Niestety, szczęście moje trwało krótko. Zła gwiazda przywiodła do Madrytu gracza, barona de Fraiture, którego poznałem w Spaa. Wplątałem się przez niego w przeróżne awantury, wskutek których zamknęły mi się drzwi wykwintnego towarzystwa. Pewien księgarz z Genuy pożyczył mi sto dukatów i tym sposobem udało mi się opuścić Hiszpanję uwożąc żal za uroczą moją „pareja“.

KONIEC