Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/15

Ta strona została przepisana.

jej pieszczotliwe ręce. Wtedy podrażniona zawołała, że jestem zazdrosny o Cordianiego i oddaliła się śmiejąc się. W duszy uniosła mściwy zamiar, chciała ukarać moje zuchwalstwo.
Pewnego dnia przyniosła mi parę białych pończoch, powiedziała, że zrobiła je dla mnie umyślnie i że sama musi je przymierzyć. Przy owem przymierzaniu zauważyła, że mam brudne nogi, nie pytając o pozwolenie, poczęła je myć. Wstydziłem się okazać moje zmieszanie i nie sprzeciwiałem się. Bettina siadła na mojem łóżku i zapał swój o moją schludność posunęła zbyt daleko. Gorliwość jej sprawiła mi taką rozkosz, że nie chciałem jej przerywać. Potem popadliśmy w czułe usposobienie i przeprosiliśmy się. Bettina oddaliła się zadowolona, ja zaś pogrążałem się w przykrych rozmyślaniach. Zdawało mi się, żem zbeszcześcił Bettinę, żem nadużył zaufania jej rodziny, że popełniłem zbrodnię, którą tylko małżeństwem mogę okupić. Smutek oplątał mi duszę, który powiększył się jeszcze, bo Bettina nie przychodziła już do mego pokoju. Myślałem, że powstrzymuje ją wstyd, postanowiłem więc napisać, do niej list, aby ukoić jej skrupuły. List ów wydał mi się arcydziełem, zdolnem natchnąć Bettinę miłością i wynieść mnie ponad Cordianiego. Nie wyobrażałem sobie zresztą, aby się mogła wahać pomiędzy nim a mną.
Niedługo po odebraniu listu, Bettina powiedziała mi, że przyjdzie pojutrze do mnie. Lecz oczekiwałem jej daremnie, co mnie bardzo podrażniło. Przy obiedzie, ku wielkiemu mojemu zdumieniu, zapytała mię Bettina, czy nie miałbym ochoty przebrać się za dziewczynkę i pójść w takiem przebraniu na bal do naszego sąsiada. Ona postara się o sukienkę i sama mi ją przymierzy. Wszyscy przyklasnęli tej myśli i ja się zgodziłem udawać dziewczynkę. Uważałem to jako dobrą sposobność, abyśmy wyrównali nasze nieporozumienia. Chciałem żyć odtąd w przyjaźni z Bettiną, unikając niespodzianek zmysłowych. Niespodziewane zdarzenie jednak, które twórcą istnej tragikomedii się stało, zniweczyło piękne zamiary.
Stary, zamożny krewny doktora Gozzi, mieszkający na wsi, przysłał pewnego dnia powóz po doktora, z prośbą, aby nie zwlekając przyjechał zaraz ze swym ojcem, gdyż leży na śmiertelnem łożu.
Stary Gozzi, który dopiero po kilku flaszkach wina umiał perorować, wychylił parę szklanek, przywdział strój odświętny i udał się w drogę razem ze synem.