się z miejsca, w ich wzroku zaś odbiła się pewna duma. Ci dobrzy ludzie złajali Łucję łagodnie i przeprosili mnie w jej imieniu, a dziewczątko odeszło. Kiedy wyszła rodzice Łucji nagadali mi mnóstwo grzeczności i wychwalali swą córkę. — To nasza jedynaczka — mówili. — Miłe, dziewczątko, cała nasza pociecha. Kocha nas i słucha, przytem zdrowa jak rybka i bogobojna. Jedną ma tylko przywarę. — Jakąż to? — Jest za młoda. — Urocza to przywara, z której się z czasem poprawi. Łucja weszła znowu, wesoła jak ptaszek, wymuskana, inaczej odziana. Złożyła mi sielski ukłon, a potem siadła na kolanach ojca. Prosiłem, aby usiadła na łóżku, lecz powiedziała mi, że w tej sukni niewypada. Zaiste zachwycająca niewinność. Czarujące dziewczątko pobiło Anielę, a nawet Bettinę. Nadszedł fryzjer, zacna rodzina odźwiernego opuściła mnie przeto, ja zaś po ukończeniu mej toalety, udałem się do hrabiny i jej czcigodnej córki. Dzień upłynął mi wesoło, jak zwykle na wsi, w dobranem kółku. Następnego ranka przyszła znowu Łucja tak samo powabna i niewinna. Nie zdawała sobie sprawy, że wdzięki jej mogą mnie rozpłomienić. Wyciągam ku niej rękę, lecz dziewczę cofa się, rumieni i głowę odwraca, aby ukryć zmieszanie. Trwało to chwilę, potem zbliżyła się znowu ku mnie, zdawała się wstydzić, że zachowała się niewłaściwie względem mnie. Wesołość jej powróciła, ja zaś, chcąc uśpić jej czujność, postanowiłem nazajutrz ograniczyć się tylko na rozmowie. W myśl moich zamiarów, powiedziałem jej, aby się położyła koło mnie. Jest bowiem chłodno, to się ogrzeje. — A nie będę panu przeszkadzała? — Nie. Ale gdyby twoja matka nadeszła, możeby się gniewała o to. — Nie pomyślałaby nic złego. — A czy to będzie tak całkiem bezpiecznie? — O! pan jest przecież bardzo grzeczny i jeszcze do tego abbate. — Pójdź więc. Ale pierwej zamknij drzwi. — Ale nie, jakżeby to wyglądało? Wreszcie położyła się koło mnie i coś tam gadała. Nie słyszałem tego zresztą. Bo, jeżeli nie chciała zadowolnić moich chęci, to wyglądałem na niedołęgę. Niefrasobliwość jej tak szczera, powstrzymywała mnie, bym zawiódł jej ufność. Wreszcie powiedziała, że już jest dziesiąta godzina, a gdyby stary hrabia Antoni nas tak zeszedł, toby z niej żartował. I wysunęła się z łóżka. Leżałem długo oszołomiony wichurą podbudzonych zmysłów i myśli chaosem. Nie chcąc się podbudzać, zadowolniłem się tylko tem, że siedziała na łóżku, podziwiając wciąż jej nieporównaną naiwność. Postanowiłem panować nad sobą, nie znając maksymy, że jak długo trwa walka, zwycięstwo niepewne. Matka Łucji przychodziła
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/22
Ta strona została przepisana.