czasem wśród pogawędki mojej z dziewczynką. Gdy siedziała na mojem łóżku, ta dobroduszna kobieta, podziwiała jedynie moją dobroć, iż pozwalam na to. Po jej odejściu Łucja szczebiotała dalej swobodnie. Obecność tego aniołka dręczyła mnie okrutnie, a zarazem napawała roskoszą. Nieraz, gdy jej twarzyczka zaledwie o dwa cale oddaloną była od ust moich, jakże pragnąłem okryć ją pocałunkami. Lecz trzymałem się dzielnie, gdyż wiedziałem, że jeden, jedyny pocałunek, zniweczy całe panowanie moje nad sobą. Po dziesięciu lub dwunastu dniach, miałem do wyboru albo z tem skończyć, albo stać się zbrodniarzem. Trzeba było wybrać pierwsze, gdy wynik drugiego postanowienia i tak był niepewny. Wszak Łucja by się broniła z pewnością, drzwi zaś były otwarte i tak naraziłbym się na wstyd niechybny. Lecz coraz trudniej było utrzymać się w szrankach, ogień pożerał mnie poprostu, chiałem więc prosić Łucję, aby przestała mnie odwiedzać, lecz odkładając tę prośbę do dnia następnego, przepędziłem noc, zaiste okropną. Zaledwie ranek zabłysnął, Łucja przyszła z twarzyczką czarownym uśmiechem promienną, z włosami, spadającemi w nieładzie wdzięcznym i usiadła na mem łóżku. Lecz naraz zasmuciła się i spytała ze współczuciem: — Co panu jest? — Źle spałem tej nocy. — A dlaczego? — Bo chiałem pani powierzyć mój zamiar, który wzbudzi szacunek pani dla mnie. — Dlaczego abbate, obchodzi się dziś ze mną jak z jaką damą? A wczoraj mówił mi jeszcze: ty! Czy się na mnie gniewa? Przyniosę kawę, a potem powie mi wszystko. Nadchodzi wkrótce z kawą, piję ją z miną posępną. Łucja stara się rozweselić mnie, co jej się wreszcie udało. A że był przeciąg, zamknęła drzwi, a prosząc mnie, abym jej się zwierzył z tem utrapieniem ułożyła się obok mnie. Zrobiłem, co chciała, na poły martwy. Wtedy opowiedziałem jej wszystko, o mojej walce i moich męczarniach. Są tak srogie, że trudno je znosić dłużej, dlatego proszę, aby przestała mnie odwiedzać. Przejęty szczerością słów, byłem nad wyraz wymowny i rozpłynąłem się we łzach nareszcie. Dziewczątko wyznało, że moje łzy zasmucają ją bardzo. — Wszystko co pan powiedział, dowodzi, że mnie pan kocha. Lecz dlaczego się smucić? Mnie to przeciwnie bardzo cieszy. Jakaż w tem wina, że się panu podobam? Całą noc śniłam o panu, a przecież spałam bardzo dobrze i rankiem wstałam bardzo wesoła. Jeżeli miłość dla ciebie abbate jest męczarnią, to mi bardzo żal. Lub może nie jesteś pan powołanym do miłości? Zrobię wszystko co każesz, tylko nie przestanę cię kochać, choćby od tego zależało twoje uzdrowienie.
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/23
Ta strona została przepisana.