Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/34

Ta strona została przepisana.

dzić. Nie widziała jej bowiem od czasu zamęścia, to znaczy od dwóch lat. Siostra żony jego zostanie prawdopodobnie w Rzymie. Zaślubi bowiem urzędnika z banku Świętego Ducha. Adwokat obdarzył mnie swym adresem, ja też przyrzekłem solennie odwiedzić moich miłych towarzyszów podróży. Jedliśmy właśnie wety, kiedy moja piękna, podziwiając moją tabakierkę rzekła do swego męża, że chciałaby mieć podobną. — Kupię ci taką chętnie — moja droga — odpowiedział. — Niech pan kupi moją tabakierkę — uśmiechnąłem się. — Dam ją panu za dwadzieścia uncji, które pan wypłaci oddawcy przekazu, wystawionego przez pana. Winienem taką sumę pewnemu Anglikowi, będzie mi bardzo miło, skwitować się z nim. — Tabakierka pańska, mój abbate, warta jest dwadzieścia uncyj. Wypłacę ci je pod tym warunkiem jedynie, że natychmiast przyjmiesz zapłatę. Rad będę, widząc to cacko w rękach mojej żony, jako wspomnienie miłe z podróży. Żona adwokata chcąc wejść w myśl moją prosiła męża, aby załatwił tę sprawę, jak tego pragnąłem. On zaś zauważył na to: — Czyż nie widzisz, że ów Anglik istnieje tylko w wyobraźni? Nigdy się nie zgłosi, a więc tabakierkę otrzymaliśmy w podarunku. Niedowierzaj temu abbate, to jest wielki oszust. — Nie sądzę — wymówiła piękna pani, patrząc na mnie — aby oszuści tak wyglądali. Ja zaś przybrałem smutną minę i z westchnieniem oświadczyłem, iż pragnąłbym być bardzo bogatym, aby często podobne popełniać oszustwa. Zakochanym lada drobnostka przysparza smutku lub radości.
W pokoju, w którym zastawiono wieczerzę znajdowało się jedno łóżko, w przyległej zaś alkowie bez drzwi, drugie. Panie wybrały naturalnie alkowę, adwokat zaś położył się przedemną do łóżka, w którem mieliśmy spać razem. Życzyłem paniom dobrej nocy i ułożyłem się do snu, z tym zamiarem, abym całą noc był wierny Morfeuszowi. Lecz można sobie wyobrazić mój gniew, gdy zauważyłem nieznośne trzeszczenie łóżka, tak silne, że mogłoby umarłego zbudzić. Nie ruszałem się wcale, dopóki mój towarzysz nie usnął, a kiedy już zachrapał na dobre, chciałem się z łóżka wysunąć. Lecz owo skrzypienie budzi adwokata, który wyciąga ku mnie rękę. Czując, że jestem u jego boku zasypia znowu. Po upływie pół godziny chcę ponowić próbę, która z takich samych powodów pełznie na niczem. Daję więc za wygranę. Bożek miłości jednak, to figlarz nielada, przeciwności są właśnie jego żywiołem. A ponieważ jego istnienie zależne jest od zadowolenia owych istot, które mu gorliwie hołdują, więc, w chwili, gdy zda się, za-