ścią żałuje, że uległ swej zachciance, każąc tańczyć swej pięknej niewolnicy z panem. Z pewnością rozkochała się w panu, niech się pan ma na baczności, z pewnością zechce zawiązać z panem stosunek. W tym kraju, to jest zawsze bardzo niebezpieczna gra, taki romansik. Przyrzekłem mu być rozsądnym, ale nie dotrzymałem słowa.
Trzy lub cztery dni potem jakaś stara niewolnica sprzedała mi woreczek na tytoń złotem haftowany za piastra. Ody go jednak wziąłem w ręce, wyczułem, że kryje się w nim list. Niewolnica oddaliła się, ja zaś poszedłem do Jussufa. Nie zastałem go w domu. udałem się więc do ogrodu, aby tam przeczytać tajemniczy liścik. Był zapieczętowany, ale nie zaadresowany. To wzmogło jeszcze moją ciekawość. Złamałem pieczątkę i wyczytałem po włosku te słowa: „Jeżeli ma pan ochotę zobaczyć osobę, która tańczyła z panem Forlanę, to niech pan przechadza się wieczorem po ogrodzie z tamtej strony basenu. Trzeba zbliżyć się do służącej ogrodnika i prosić ją o limoniadę. Może mnie pan zobaczy, nie narażając się na niebezpieczeństwo. Jestem Wenecjanką. O tym liście nie trzeba nikomu wspominać“. — Nie bój się moja piękna — wymówiłem prawie głośno, jak gdyby była obecną owa Wenecjanka — nie jestem taki prostoduszny! Wetknąłem list do kieszeni, wtem patrzę nadchodzi jakaś piękna starsza kobieta z poza klombu krzewów, wymawia moje imię i pyta co do niej mówiłem i jakim sposobem ją zobaczyłem. Powiedziałem na to, że rozmawiałem sam ze sobą, nie myśląc, aby mnie ktoś mógł usłyszeć. Bez żadnych wstępów oznajmia mi wprost, że się bardzo cieszy, iż mnie spotyka. Jest Rzymianką i wychowawczynią Zelmy. Uczyła ją śpiewu i gry na harfie. Potem poczyna wychwalać piękność i dobroć swej pupilki, robiąc uwagę z niewinną miną, że gdybym mógł zobaczyć Zelmę, zakochałbym się w niej z pewnością. I jaka to szkoda, że to być nie może! — Ona znajduje się tam — mówiła Rzymianka, poza tą zieloną żaluzją. Patrzy na nas. Od kiedy Jussuf powiedział, że może pan będzie mężem Zelmy, kochamy pana jak swego. — Czy mogę powtórzyć naszą rozmowę Jussufowi? — spytałem. — Nie — rzuciła głosem, który mi zdradził, że bardzo chętnie ułatwiłaby mi poznanie z piękną swą uczenicą. Może w tej nadziei właśnie zaczęła ze mną rozmowę? Jabym także nie miał nic przeciwko temu, lecz nie chciałem czynić nic, coby się mogło niepodobać mojemu przyjacielowi.
Na to nadchodzi Jussuf i zastaje mnie w rozmowie z ową Rzymianką. Nie wydawał się jednak zagniewany. I zaraz począł
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/52
Ta strona została przepisana.