mi winszować tańcu z jedną z piękności haremowych lubieżnego Izmaela. — Więc to jest coś tak niezwykłego, że o tem się mówi? — Coś bardzo niezwykłego, mamy bowiem przesąd, aby naszych pięknych nie ukazywać oczom niewiernych. Lecz każdy może robić w swoim domu, co mu się podoba. Zresztą Izmael jest człowiekiem wykwintnym i pełnym smaku. Przeżyłem wesoło dzień u mego przyjaciela, potem udałem się do Izmaela. Eunuch, który mnie wprowadził, oznajmił, że jego pan wyszedł, lecz będzie rad, jeżeli przejdę się trochę. Powiedziałem, że napiłbym się chętnie szklankę limoniady, zaprowadził mnie więc do kiosku, gdzie zastałem ową niewolnicę, co mi oddała list. Przechadzaliśmy się potem z tamtej strony basenu, lecz eunuch zauważył, że musimy zawrócić, bo zbliżają się trzy damy. Nie przystoi nam więc wchodzić im w drogę. Zaraz potem oddaliłem się zadowolony z przechadzki, z nadzieją w duszy, że będę znowu szczęśliwy. Rano dostałem zaproszenie od Izmaela na połów ryb. Pisał, że pójdziemy na ryby wieczorem i zabawimy do nocy, a nocy księżycowej. O godzinie oznaczonej znalazłem się u Izmaela, który przyjął mnie z wylaniem serdecznem. Wsiedliśmy do łodzi, zauważyłem ze zdziwieniem, że byliśmy sami. Nie liczę bowiem za towarzystwo dwóch wioślarzy i sternika. Złowiliśmy parę ryb, które usmażone na oleju spożyliśmy w kiosku. Była jedna z takich nocy księżycowych, o której nie można mieć wyobrażenia, jeżeli się własnemi oczami nie oglądało jej cudów. Byłem sam z Izmaelem, a znając jego nienaturalną skłonność ku mnie, czułem się nie swój. Izmael rzekł naraz: — Chodźmy stąd, słyszę szmer, co zwiastuje mi coś zabawnego. Bierze moją rękę i prowadzi do alkowy, której okno wychodziło na basen. Obiecuje mi piękne widowisko, ponieważ kobiety jego kąpią się właśnie. Księżyc zlewał swą srebrną poświatę na wody zwierciadło, ujrzeliśmy więc trzy rusałki. Bądź płynąc, bądź przystając na marmurowych stopniach lub też siadając ukazywały się nam w najrozmaitszych pozach pełnych roskosznego wdzięku. Czytelniku, jeżeli ci natura dała serce gorące a zmysły pobudliwe, możesz sobie wyobrazić jakie to jedyne w swym rodzaju widowisko, wywarło na mnie wrażenie. Gdy w parę dni potem odwiedziłem rano Jussufa i wszedłem do sali, gdzie zwykle jadaliśmy obiad, i gdzie nigdy nie zastawałem nikogo. W tem, patrzę! przedemną zatrzymuje się jakaś postać niewieścia z twarzą zakrytą zasłoną, spadającą aż ku ziemi. W oknie siedziała niewolnica, pochylona nad haftem. Chciałem się zaraz oddalić, ale tajemnicza piękność z wdziękiem nieopisanym zaprasza mnie abym został.
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/53
Ta strona została przepisana.