dniach, pani F. nie raczyła zaszczycić mnie ani spojrzeniem, poczęła mi się niepodobać. Gdy po czternastu dniach zapytała, jak się nazywam, gniew mój wzrósł jeszcze. Przecież musiała już o mnie słyszeć, byłem bowiem na Korfu bardzo znany. Z kolegami byłem na przyjacielskiej stopie i wszystko byłoby dobrze, gdyby mnie owa pani tak nie lekceważyła. Stałem się bowiem celem jej sarkazmów, które brały mnie na męki. Snułem najrozmaitsze plany zemsty. Ponieważ jednak byłem dzieckiem szczęścia, przypadek zmienił odrazu wszystko. Pewnego poranka, kamerdyner oznajmił mi, że pani F. chce ze mną mówić. Pędzę, rozciekawiony, co to być może. Byłem bardzo zdumiony, znajdując ją w łóżku. Twarz miała rozczerwienioną, oczy zapłakane. — Proszę usiąść, będziemy rozmawiali — rzekła mi. — Pani! — odpowiedziałem — nie zasłużyłem na tyle zaszczytu. Nie przystoi mi zasiadać, jak gdybym był twoim poufałym gościem. Nie nalegała więcej. — Mój mąż — poczęła znowu — przegrał na słowo honoru dwieście cekinów, do pańskiego bankiera. Sądził, że ja mam tę sumę, muszę mu dostarczyć pieniędzy i to dzisiaj. Niestety rozporządziłam inaczej temi pieniędzmi i jestem w wielkim kłopocie. Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś pan zechciał powiedzieć Marolemu, żeś otrzymał odemnie tych dwieście cekinów. Oto pierścień, który proszę zatrzymać tytułem zastawu do nowego roku. Wykupię od pana pierścień za dwieście dukatów, na którą to sumę napiszę panu weksel. — Weksel przyjmuję, pierścionka zaś pozbawiać pani nie chcę. Muszę zresztą powiedzieć pani, że pan F. musi pieniądze te wypłacić w banku. Odchodzę, nie czekając odpowiedzi i powracam niebawem z dwoma rulonami dukatów, oddaję je pięknej pani, odbieram weksel i chcę odejść. Wtedy ona zwraca się do mnie z temi cudownemi słowami: — Gdybym wiedziała, że pan jest taki usłużny, nie ośmielałabym zwrócić się do pana z moją troską. — Zaprawdę pani, niema na świecie, człowieka, któryby zdolny był odmówić pani tak nieznaczącej przysługi, skoro pani raczyłaś prosić o nią sama. — Bardzo pochlebne rzeczy prawisz mi pan. Sądzę jednak, że na przyszłość nie będę miała sposobności usłyszeć je ponownie. Wytworność tych słów zachwycała mnie, pani F. wydała mi się godną uwielbienia. Od tej chwili czułem, że rozpalił się w mem sercu dla niej afekt niezmierny. Nie zdało mi się też rzeczą niemożliwą, aby ona odpowiedziała życzliwością na mój sentyment. Weksel włożyłem do koperty i złożyłem go u notarjusza z tą uwagą na kwicie, że ma być wydany do rąk własnych pani F.
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/56
Ta strona została przepisana.