łem, czy nie nawiąże się dalszy ciąg, naszej tak wiele mówiącej rozmowy. Lecz ona milczała. To mi zraniło serce, wpadłem w gorączkę i musiałem się położyć do łóżka. Nadchodzi wtedy służący z zaproszeniem do pani F. Blady i chwiejący się na nogach zwlekam się z łóżka... idę... wchodzę do jej pokoju. Pani F. robi zdziwioną minkę, usiłuje sobie przypomnieć, dlaczego posłała po mnie. Nakoniec mówi, że jej mąż chce mnie zrobić swym adiutantem. Urywa i cała zaróżowiona wskazuje mi pokój przeznaczony dla mnie, przytykający do jej pokoju. — Gdybym wiedział, że nie urażę tem D. R. przyjąłbym godność adjutanta — rzekłem z wahaniem. — Jestem tego pewna — rzuciła z żywością. — To niech pani raczy go skłonić, aby mi to powiedział. — A wtedy przyjmie pan? — Ach! mój Boże! natychmiast. Słowa te były tak wymowne. że nie spojrzałem na nią, aby jej nie zmieszać. Ona zaś, zarzuciła swą mantillę, aby udać się na mszę do kościoła. Wyszliśmy razem. Kiedy schodziliśmy ze schodów, położyła mi rękę na mojej, a potem spytała? — Ręka pana gorąca jak ogień, masz gorączkę. W dwa dni później zostałem adjutantem pana F. Prażyłem się więc jako salamandra w ogniu, w którym chciałem płonąć. Cały dzień przebywałem z moją ukochaną. Nie sprowadziło to żadnej widocznej zmiany, lecz powiedziałem sobie, że przy pierwszej lepszej sposobności, pochwycę fortunę za czub. Jedna rzecz mnie zasmucała, a mianowicie ta, że pani F. pełna łaskawości dla mnie przy innych, bardzo się z nią drożyła, gdy byliśmy sami. Pewnego dnia, panna służąca obcinała koniuszki jej pięknych, długich włosów. Podniosłem wszystkie te skrawki i położyłem na toalecie. Wszystkie, z wyjątkiem jednego, który schowałem do kieszeni, sądząc, że pani F. tego nie widziała. Ledwie zostaliśmy sami, powiedziała mi o zgrozo! abym oddał schowane włosy. To mi się wydało surowością, a nawet okrucieństwem. Usłuchałem więc, rzucając owe włosy pogardliwie na toaletę. — Pan się zapomina — rzuciła mi wyniosłym tonem, którego nie mogłem znieść. — Wcale nie. Mogła pani przecież udać, że nie zauważyła tej niewinnej kradzieży. Lecz pani niema serca, jeno rozum i dowcip, oboje zaś złośliwej natury? skoro tak się wysilają, aby mnie upokorzyć. Znasz pani moją tajemnicę, ja w zamian poznałem panią. Może mi się to przyda, może wreszcie stanę się rozsądniejszym! Po tej gwałtownej tyradzie wychodzę, a ponieważ nie wołają mnie, bym powrócił, zamykam się w moim pokoju i chcąc się snem uspokoić, rozbieram się
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/60
Ta strona została przepisana.