na chwilę — zauważyła Krystyna. — Oni wszyscy mówią, że są zachwyceni, a żaden się nie oświadcza. Byliśmy w Wenecji czternaście dni, mieli dosyć czasu. Nieprawdaż, kochany wuju? — Z pewnością, miła siostrzenico. Dobrą jest partją, moja Krystyna. Ma trzy tysiące talarów. Chciałaby zaślubić Wenecjanina, cóż, kiedy ci, co się jej podobali nie myśleli o małżeństwie, ci znowu, co się starali o nią, nie przypadli jej do serca. — Ależ to za krótko czternaście dni, na wybór męża! — zawołałem. — Przyznaję, że panna Krystyna jest piękna jak anioł i byłbym szczęśliwy, gdyby mi Pan Bóg taką żonę przeznaczył. A przecież, gdyby mi kto kazał ożenić się z nią natychmiast, tobym tego nie zrobił. Trzebaż przecież poznać charakter swej wybranej. Pieniądze i piękność, to za mało do szczęścia. — A co to znaczy charakter? — zapytała Krystyna. — Przymioty serca i umysłu, mój aniołku. Chcę się żenić, od trzech lat szukam żony, lecz te wszystkie panny, które poznałem, nie byłyby mi zapewniły szczęścia. — A cóż im brakowało? — Jedna była za próżna, bo wydawała mnóstwo pieniędzy na fryzjera i wody pachnące. — A to oślica! — Druga była chora. — Cóż jej brakowało? — Nie mogła zostać matką. Jak się żenię, chcę mieć dzieci. — Ale ja całkiem zdrowa jestem. Nieprawdaż wuju? — Inna znowu bała się zostać ze mną sam na sam, a kiedy jej skradłem całuska, to zaraz szła z tem do matki. — A to dopiero! — Jeszcze inna się malowała. Lecz teraz wszystkie dziewczęta nauczyły się tego. Nawet oczy malują, a ja koniecznie muszę ożenić się z czarnooką prawdziwą. — A moje są czarne? — Tak wyglądają, ale nie są. — Jakże to pan rozumie. Może to jaki żart zły? — Nieprawdaż wuju. I milczała zmieszana, do płaczu gotowa. Żal mi jej się zrobiło. Naprawdę była zachwycająca! A oczy jej, szczególniej te oczy olśniewały swą pięknością. Kiedy gondola zawinęła do kanału Marghera, zapytałem proboszcza, czy ma powóz zamówiony do Treviso. — Jako proboszcz chudej parafji pójdę pieszo — odpowiedział miły abbate. — Dla Krystyny znajdzie się miejsce na jakim wózku. — Będzie mi bardzo miło, jeżeli zechcecie pojechać ze mną. Mam powóz o czterech siedzeniach. — Nie spodziewaliśmy się takiego szczęścia. — Wcale nie mój wuju. Ja nie chcę jechać z tym panem. — Dlaczego? — Bo nie chcę. — Tak to nagradzają szczerość — westchnąłem. — Wcale nie szczerość tylko złośliwość. Na całym świecie nie znajdzie pan czarnych oczów. — Mam sposób, aby poznać, czy są prawdziwe. — A to jaki? — Przemyć je letnią wodą
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/68
Ta strona została przepisana.