różaną, także kiedy się płacze, to farba spływa ze Izami. Na te słowa Krystyna uśmiechnęła się uroczo. — Płacz moje dziecko — doradzał proboszcz — aby ten pan się przekonał, że masz naprawdę czarne oczy. Lecz Krystyna śmiała się ciągłe i ze śmiechu napłynęły wreszcie łzy do jej ślicznych oczów. I w najlepszej zgodzie udaliśmy się na śniadanie. Lecz proboszcz chciał pierwej mszę odprawić. — Dobrze — rzekłem — i proszę się modlić, aby mój plan się powiódł. Wsunąłem mu w rękę dukata, co na nim takie wywarło wrażenie, iż chciał mnie pocałować w rękę. Poszliśmy do kościoła. Podałem Krysi ramię. Nie wiedziała czy je przyjąć. — Eh! czy pan myśli, że nie umiem chodzić sama? — mówiła zarumieniona jak róża. — Wcale tak nie myślę, ale grzeczność nakazuje podać ramię damie. — A co ludzie na to powiedzą? — Powiedzą może, że się kochamy. — A jak powtórzą to pańskiej kochance? — Niemam kochanki i nie chcę jej mieć w Wenecji. Nie znajdę tam takiej ślicznej dziewczyny. — To szkoda, bo my nie przyjedziemy do Wenecji. A zresztą pan mówi, że czternaście dni za mało. — Pewnie, trzeba zostać dłużej. Ja z radością poniosę koszta. — Proszę to powiedzieć mojemu wujowi. — A będziesz mnie kochała? — O! tak. Gdybyś pan został moim mężem. Patrzyłem zdziwiony na tę dziewczynę, która zdała mi się przebraną księżniczką w swej złotem haftowanej sukience. Postać miała powiewną rusałki, a że nie miała płaszczyka, syciłem wzrok najpiękniejszych piersi widokiem, mimo zapięty pod szyję stanik. Spódniczka zaś, sięgająca do kostek tylko, odsłaniała malutkie nóżki, stąpające z dziecięcym wdziękiem. Naiwność jej, świeżość i prostota zawróciła mi głowę, mieszczuchowi, który dotychczas nie spotkałem się z tymi powabami. Po śniadaniu, na wsiadanem do powozu, musiałem stoczyć walkę z dobrym abbate, który chciał mnie koniecznie posadzić na pierwszem miejscu. W Treviso zajechaliśmy do gospody, gdzie zatroszczyłem się o suty obiad, a przy wetach przyszło mi do głowy, że wujaszek proboszcz może pójść zastawić brylant, ja zaś uzyskam tym sposobem sam na sam z uroczą siostrzenicą. Powiedziałem mu o tem, zgodził się natychmiast, uradowany, że może oddać mi przysługę. Zostałem więc sam z piękną Krysią. Upłynęła godzina, wśród której rozpłomieniłem się na dobre, lecz nawet nie ucałowałem powabnej dziewczyny. Starałem się tylko podbudzić jej wyobraźnię stosowną rozmową. Proboszcz powrócił z pierścionkiem, nie mógł go zastawić z powodu święta Matki Boskiej,
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/69
Ta strona została przepisana.