śmy po śniadaniu do kościoła. Po obiedzie Krystyna się zamyśliła. Zapytałem ją o powód. — Pewnie ten sam, który ciebie poważnym czyni. — Moja najmilsza, myślę o tem, że nie pobierzemy się przed postem, wszakże to są ostatnie dnie karnawału. Ale do Wielkiejnocy czekać także nie możemy. To byłoby za długo. Trzeba nam dyspensy kościelnej. Za całą odpowiedź Krysia mnie ściska. Powiedziałem jej jednak tylko część prawdy. Widziałem się uwikłanym w stosunek, który mi się wprawdzie podobał, ale który zbyt szybko się ukształtował. Lecz zarazem miałem pewność, że to zachwycające stworzenie nie będzie miało powodów, aby mi czynić wyrzuty. Wszystkie te myśli gnębiły mnie trochę. Ale nie trzeba sobie psuć chwil czarownych. Mieliśmy przed sobą cały wieczór. Postanowiłem więc urozmaicić go mojej miłej. Bo czyż jest większa przyjemność dla zakochanego jak myśleć o przypodobaniu się swej wybranej? A ponieważ Krystyna powiedziała mi, że nie widziała jeszcze dotychczas maskarady, posłałem więc po handlarza, który mi dostarczył wszystkiego, czego trzeba do przebrania. Po maskaradzie udaliśmy się do kasyna. Roześmiałem się na widok jej zdziwienia, z jakiem weszła na salę gry. Nie miałem dosyć pieniędzy, aby zasiąść do faraona. Krysi jednak dałem dziesięć cekinów, aby się zabawiła. Mówiłem jej co ma robić i niedługo dziesięć cekinów zamieniło się w sto. Wtedy rzuciliśmy grę i wróciliśmy do gospody. Krysia nie chciała wierzyć, że wygrane pieniądze do niej należą. — Co też wuj powie na to? — zawołała. Spożyliśmy lekką wieczerzę, a potem nastąpiła cudowna noc. Przed brzaskiem dnia rozłączyliśmy się, aby proboszcz nie zastał nas razem. Przybył wcześnie, a ponieważ zasnąłem, obudził mnie, abym mu dał ów pierścionek do zastawu. W dwie godziny później powrócił. Rozmawialiśmy przy kominku. Gdy zobaczyła wuja, pobiegła po swój skarb i olśniła poczciwego proboszcza swojem złotem. W rozmowie przyszła kolej na bliskie nasze rozstanie, przyrzekłem odwiedzić ich z początkiem postu. Proboszcz dał mi metrykę Krystyny i wykaz jej majątku i udałem się do Wenecji, zdecydowany dotrzymać słowa uroczej dziewczynie. Lecz zaraz następnego dnia powziąłem zamiar uszczęśliwić ją nie wiążąc się z nią. Nie mogłem przenieść na sobie utraty mojej swobody. Mimo to nie chciałem się wyrzec naiwnej dziewczyny, która mnie oczarowała, zarazem drżałem, abym nie sprowadził na nią hańby lub nieszczęścia opuszczonej i uwiedzionej. Postanowiłem więc wyszu-
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/73
Ta strona została przepisana.