dzało mi powziąć jakąś konkluzję, a wiodło raczej ku początkowi rzeczy, która by wnet znalazła się u kresu, a wtedy byłbym zmuszony pannę Vesian zatrzymać dla siebie, ona by straciła wtedy nadzieję szczęścia, ja zaś straciłbym niezawisłość. Kochałem kobiety jak szalony, lecz jeszcze bardziej kochałem swą swobodę. Lecz gdzie mi niebezpieczeństwo groziło w tym względzie, ratował mnie zazwyczaj jakiś traf szczęśliwy. Trzymałem się też na wodzy z całych sił. Opuściłem ją. zapraszając na obiad na dzień następny. Minął bardzo wesoło, potem brat panny Vesian wyszedł na przechadzkę, ja zaś stanąłem z nią w oknie. Patrzyliśmy na powozy, dążące ku teatrowi włoskiemu. Spytałem, czy miałaby ochotę pójść do teatru, uśmiechnęła się na to radośnie i poszliśmy. Wprowadziłem ją do amfiteatru, mówiąc, że spotkamy się znowu o jedenastej. Nie chciałem z nią zostać, aby nie zwracać uwagi. Udałem się na kolację do Sylwji, a potem przyszedłem do domu. Zadziwił mnie widok bardzo wytwornego ekwipażu przed hotelem. Dowiedziałem się, że przyjechała nim panna Vesian z jakimś młodym panem. Była więc na dobrej drodze. Następnego ranka stojąc w oknie, zobaczyłem wykwintnego modnisia wysiadającego z koczyka, a niedługo potem słyszę go wchodzącego do mojej sąsiadki. Odwagi! Udaję obojętność, aby oszukać samego siebie. Zaczynam się ubierać, a w tem nadchodzi młody Vesian, mówiąc, że nie może wejść do siostry, bo tam jest pewien pan, który ją wczoraj zaprosił na kolację po teatrze. — To jest w porządku — robię uwagę. — Jest bogaty i piękny. Potem wkładam papiery jego siostry do koperty, oddaję mu je i wychodzę. Kiedy powróciłem wręczono mi bilecik od panny Vesian następującej treści: „Odsyłam panu z podziękowaniem pożyczone pieniądze. Zajął się moim losem hrabia Narbonne. Z domu, w którym zamieszkam, a w którym otoczą mnie wszystkie wygody, otrzymasz pan odemnie wiadomości. Wiele zależy mi na przyjaźni pana, proszę mi ja zachować. Mój brat zamieszka w moim pokoju obok pana“. — Otóż pomyślałem sobie — druga Lucia Pasean, ja zaś poraz drugi staję się ofiarą mej delikatności. Wątpię, aby hrabia Narbonne ją uszczęśliwił. Udaję się jednak do Théatre Francais i tam dopytuję się na prawo i na lewo o owego hrabię. Mówią mi, że to syn bogatego człowieka, wielki rozpustnik, zadłużony po uszy. Ładne informacje! Przez cały tydzień krążyłem po rozmaitych widowiskach, aby zetknąć się z hrabią Narbonne. Napróżno! Zaczynam więc zapominać o tej
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/78
Ta strona została przepisana.