Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/81

Ta strona została przepisana.

czorem wróciliśmy do Paryża, odwiozłem Vesian do domu, sam zaś udałem się do Balettiego. Przy kolacji mówiliśmy o naszej protegowanej a pani Sylwja przyrzekła polecić ją baletmistrzowi Laniemu. Około godziny jedenastej powróciłem do domu, a ponieważ u mojej sąsiadki świeciło się jeszcze, zapukałem do jej drzwi. Były otwarte, ona zaś spoczywała w łóżku. — Zaraz wstanę — powiedziała Vesian. — Porozmawiamy. — Po co? czyż nie możemy i tak rozmawiać? Co mi pani chce powiedzieć? — Chcę mówić o mojem przyszłem rzemiośle. Powinnam więc być cnotliwą, aby znaleźć kogoś, co szuka cnoty z zamiarem jej zniszczenia. — Dobrze, — cieszę się, że pani staje się filozofką. — A jak się nią stać zupełnie. — Myśleć, myśleć, całe życie. — Więc to się nigdy nie kończy? — Nigdy. Lecz tylko tym sposobem można osiągnąć sumę szczęścia, do jakiego jest się zdolnym. Szczęście to wyczuwa się w przyjemności wyzucia się z przesądów. Filozofem jest również ten, który sobie nie odmawia żadnej przyjemności, nie grożącej w następstwie nieprzyjemnością. — I utrzymujesz pan, że należy się dlatego wyzuć z przesądów. A cóż to są przesądy i jak się ich pozbyć? — Trudna odpowiedź, lecz krótko ją streszczę w tych słowach: Przesądem jest tak zwany obowiązek, który nie leży w naturze człowieka. — Głównem studjum filozofji zatem jest natura? — Poznanie jej, jest największem zadaniem tej nauki. Najuczeńszym filozofem jest ten, który się najmniej pomylił. A tym był Sokrates. Lecz i on pobłądził w metafizyce, w owym morale fizyki. Wszystko bowiem jest naturą i każdego nazwałbym głupcem, któryby chciał coś nowego odkryć w metafizyce. — Bardzo mi się podoba lekcja, której mi pan udzieliłeś. Nie znudziłam się wcale. — A poczem pani to poznaje? — Bo nie chciałabym, aby pan odszedł. — Co za piękna definicja. Miałbym ochotę cię uściskać. — Z pewnością, gdyż nasza dusza wtedy jest zadowolona, gdy jest w harmonji ze zmysłami. — Droga Vesian, twój umysł zachwyca mnie! — Rozkwitł pod twoją opieką drogi przyjacielu. — Pójdźmy więc w objęcia. Jaka rozkoszna lekcja filozofji. Byliśmy tak pilni, że uściski nasze trwały jeszcze o brzasku dnia. Baletti uczył Vesian trochę tańca, potem przyjęto ją do opery. Z pomiędzy tłumu wielbicieli wybrała wielce dystyngowanego i wielce bogatego jegomościa, który, wbrew dobremu tonowi zabrał ją zaraz z teatru. Prowadziła się bardzo dobrze i aż do śmierci swego kochanka mieszkała u niego. Nie rozmawiałem z nią nigdy, lecz zdala cieszy-