mówiąc, że powierzono mu zaprowiantowanie państwa weneckiego we woły. Zaproponował mi, abym się przyłączył do tego interesu. Lecz wyczułem w tem wszystkiem jakąś chytrą zasadzkę i bardzo wyraźnie odmówiłem. Odchodząc zostawił mi swój adres, co miało oznaczać, iż oczekuje mojej wizyty. Nie miałem ochoty zbliżać się więcej do tej zacnej parki, lecz uległem podszeptom pokusy, mówiącej mi, że zwykła grzeczność do niczego nie obowiązuje. Poszedłem więc. Mój nowy znajomy przyjął mnie z wielką uprzejmością i począł wnet mówić o swych interesach, co mnie potężnie nudziło. Prosiłem go więc, by przestał o tem. Chciałem go już pożegnać, gdy zatrzymał mnie, mówiąc, że mnie chce przedstawić swej matce i swej siostrze. Wychodzi i za parę minut powraca z dwiema damami. Matka była to kobieta pełna swobody i dystynkcji, siostra zaś skończoną pięknością. Doznałem wprost olśnienia. W chwilę potem opuściła nas matka, lecz córka została, dokonywując zupełnego mego oczarowania. Jej dowcip, swoboda, niewinność, prostota i zarazem wzniosłość uczuć, przy piękności doskonałej, a niepojętym wdziękiem okraszonej wzięły mnie po prostu w niewolę. Panna C. C. wychodziła zawsze w towarzystwie swej matki, a czytała jedynie książki, wybrane przez ojca, lecz miałaby wielką ochotę czytać i romanse. Wenecja ją zachwyciła, wydała się jej cudem prawdziwym. Słuchałem jej głosu, odpowiadałem na jej pytania, rozmarzony i przejęty. Lecz opuszczając ten dom, przyrzekłem sobie w duszy nie przestąpić więcej jego progów. Nie miałem bowiem zamiaru starać się o pannę C. C. chociaż czułem, że mogła mnie uszczęśliwić. W dwa dni potem spotykam jej brata na ulicy. Mówi, że siostra ciągle mnie wspomina, a matka pragnęłaby mnie bliżej poznać. — Moja siostra — dorzuca — byłaby bardzo odpowiednią partją dla pana, dostanie dziesięć tysięcy dukatów w posagu. Proszę, odwiedź nas pan jutro. Przyrzekłem sobie wprawdzie, że nie odwiedzę już nigdy niebezpiecznej czarodziejki, lecz nie dotrzymałem słowa. Lecz w podobnym razie łatwiej jest go nie dotrzymać. Przegawędziłem trzy godziny z uroczą tą istotą i wyszedłem od niej nie żartem zakochany. Lecz poczynając badać to moje uczucie przeraziłem się. Nie mogłem bowiem zachować się wobec panny C. C. ani jak człowiek uczciwy ani też jak rozpustnik. Nie pochlebiałem sobie, iżbym mógł otrzymać jej rękę, a czułem, że byłbym wstanie zaszytyletować każdego, coby mi doradzał ją uwieść. Musiałem się bądź co bądź rozerwać
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/83
Ta strona została przepisana.