grą w karty, która jest niezłym uspokojającym środkiem na miłość. Grałem szczęśliwie i powróciłem z pełną kiesą do domu. Następnego dnia odwiedził mnie znowu P. C. i wielce uradowany oznajmił mi, że jego matka pozwoliła siostrze pójść z nim na operę. — Mała jest tem zachwycona — dorzucił. — A jeżeliby to panu sprawiło przyjemność, to może pan się do nas przyłączyć. — Postaram się o lożę — rzekłem. — Bardzo pięknie — uśmiechnął się młodzieniec. Przejrzałem jego plany doskonale. Kiedy się przekonał, że ostygłem dla damy jego serca, począł mi siostrę podsuwać. Nie byłem jednak takim Katonem, aby odrzucić tak ponętną pokusę. Kupiłem lożę i oczekiwałem młodych państwa w umówionem miejscu. Niedługo też nadeszli, ona w masce, on w uniformie. Wsiedliśmy do mojej gondoli. Prosił mnie, abyśmy się zatrzymali przed mieszkaniem jego metresy. Była cierpiąca, chciał więc ją odwiedzić, a później przyjdzie do nas, do teatru. Zdziwiło mnie to niemało, że panna C. C. wcale nie była zmieszana, tem nieoczekiwanem sam na sam ze mną, zniknięcie zaś jej brata zdało mi się naturalnem, jako wchodzące w program jego szlachetnego postępowania. Tymczasem zaś prosiłem pannę C. C. aby zdjęła maskę, gdyż jest bardzo gorąco. Usłuchała mnie natychmiast. Zaufanie jej i niewinna radość, jaką okazywała, wzmogła jeszcze moją ku niej miłość. Patrzyłem na nią w milczącym zachwycie. — Niechże pan co mówi — odezwała się pierwsza. — Pan tylko patrzy wre mnie i milczy. Gdyby nie ja, toby mój brat zaprowadził pana do swojej damy, która ma być piękna jak anioł. — Widziałem ją. Wierz mi piękna C. że nic na tem nie straciłem. — Zdawało mi się, iż pan posmutniał. — Milczenie moje było wyrazem mego wzruszenia. Jestem cały przejęty zaufaniem pani do mnie. — Jakżebym go nie miała. Czuję się bardzo bezpieczną pod opieką pana. Zresztą pan nie jest żonaty. Czy pamięta pan swoje słowa: „Jakże zazdroszczę temu, co panią zaślubi“. Ja zaś powiedziałem sobie w tej samej chwili: Żona twoja, będzie najszczęśliwszą z kobiet. Wymówiła to wszystko z porywającym wdziękiem szczerej naiwności, trafiającym wprost do serca. Jakże cierpiałem nie mogąc ucałować tych różanych warg, z których płynęły takie słowa! Zarazem jednak przejmowało mnie rozkoszne drżenie, iż kocha mnie ta urocza istota. — Przy takiej zgodzie uczuć — rzekłem — moglibyśmy osięgnąć szczęście prawdziwe, gdybyśmy się połączyli nierozerwalnym węzłem? Lecz mógłbym być twym ojcem. — Moim oj-
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/84
Ta strona została przepisana.