Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/85

Ta strona została przepisana.

cem? Co za myśl! Przecież ja mam już czternaście lat! Takiego ojca nie bałabym się wcale! Wylądowaliśmy właśnie i udaliśmy się do teatru. C. zajęta była zupełnie przedstawieniem. Jej brat pojawił się przy końcu sztuki. Po przedstawieniu poszlimy na kolację. Lecz ja nic nie mówiłem. Byłem po prostu chory z miłości i w takim stanie podniecenia, który nie mógł trwać długo. Po kolacji D. powiedział swej siostrze, aby mnie uściskała, bowiem cierpię na ból zębów, a to mi ulgę przyniesie. W odpowiedzi C. zwróciła się do mnie z ustami jak do pocałunku złożonemi. Płonąłem, lecz musnąłem tylko lekko wargami jej policzek. — Cóż to znaczy — zawołał jej brat. — To tak nie idzie! To nie jest miłosny pocałunek. Nie mrugnąłem na to ni okiem. Nudził mnie ten bezczelny kupler. Lecz piękna C. rzekła odwracając główkę: — Daj spokój! Niemam szczęścia mu się podobać. — Jakto? — zawołałem — czyż moja wstrzemięźliwość nie pochodzi z uczucia. Lecz, jeżeli pocałunku trzeba, aby się o tem przekonać to przyjmij go razem ze wzruszeniem, które odczuwam. I chwytając ją w objęcia wycisnąłem długi i gorący pocałunek na jej ustach, mrąc prawie z rozkoszy. Brat głośno przyklasnął, C. zaś, aby pokryć zmieszanie przysłoniła się maska. Ja i D. włożyliśmy także swoje i wyszliśmy. Odprowadziłem ich do domu i oddaliłem się bardzo zakochany, na poty zadowolony, a na poły smutny. Następnego ranka zjawia się u mnie D. C. Pełen tryumfu oświadcza mi, iż C. wyznała matce, naszą wzajemną miłość. — Uwielbiam pańską siostrę, lecz czyż ojciec jej odda mi ją w małżeństwo? — Nie wiem tego, wątpię. Lecz on jest stary. Tymczasem kochajcie się. Moja matka pozwala wam samym pójść dzisiaj do teatru. Pełen radości podpisuję weksel, który mi D. C. podsuwa. Ubieram się pospiesznie, wychodzę na miasto, kupuję tuzin rękawiczek, tyleż jedwabnych pończoch i haftowane podwiązki ze sprzączkami złotemi. To pierwszy mój podarunek dla ukochanej. Na umówionem miejscu zjawiam się punktualnie i zastaję już rodzeństwo. D. C. pod pretekstem pilnych spraw oddala się, zostawiając nas samych. Do teatru czas jeszcze, wybieramy się zatem na przechadzkę do jednego z ogrodów Cucca. Najmuję ogród na cały dzień, tak, aby nikt wejść nie mógł. Po dobrym obiedzie poszliśmy do pokoju, aby zdjąć maski i powróciliśmy znowu do ogrodu. C. C. miała jedwabny gorsecik i krótką spódniczkę z tej samej materji. Moje zakochane oczy rozbierały ją z tych obsłonek i wzdychałem od pożądliwej rozkoszy. Towarzyszka moja jak