mnie mój kamerdyner o brzasku dnia, mówiąc, iż Laura, wysłanniczka z klasztoru chce ze mną mówić. Każę ją wprowadzić, oddaje mi list. I czegóż się dowiaduję! Moja ukochana dostała krwotoku, prosi mnie o płótno i bieliznę. Zrywam się z łóżka, wypytuję Laurę. Mówi mi, że to przedwczesne rozwiązanie, lecz że wszystko dobrze będzie, tylko trzeba dużo bielizny. Biegnę z Laurą do miasta, kupuję mnóstwo prześcieradeł i dwieście serwet i dążę z nią do Murano. Tam, poczciwa kobieta ukryła mnie w swem mieszkaniu, w dosyć nędznej izbie. Po godzinie wraca zasmucona i mówi, że krwotok nie ustał, a C. C. jest tak osłabiona, iż należy się obawiać o nią. W kwadrans potem płacząca Laura oddała mi ledwie czytelny liścik: „Zaledwie pisać mogę... krew mnie uchodzi... o! gdybym cię zobaczyć mogła...“ Rzuciłem się na jakieś łóżko na poły nieprzytomny z rozpaczy. Zapadła noc i Laura nie mogła już wejść do klasztoru. Jak przeżyłem tę noc sam nie wiem. Zaledwie świtało, Laura poszła do klasztoru a powróciwszy niebawem powiedziała mi, że krwotok ustał wprawdzie, lecz C. C. jest tak wyczerpana, iż ledwie jeszcze serce jej bije. Lecz we mnie wstąpiła otucha. Byłem jednak wciąż jak oszołomiony. Podano obiad, którego nie tknąłem, obecne jednak trzy córki Laury, połknęły go prawie. Nie zwracałem na nie wcale uwagi. Laura przyszła mi znowu powiedzieć, że sprowadzono doktora, który zachodzi w głowę nad stanem chorej. Laura bowiem zatarła wszystkie ślady krwotoku. Wyznaczono Laurę, jako pielęgniarkę, dałem jej dziesięć cekinów, każdej z córek po jednemu, potem przełknąwszy coś nie coś położyłem się spać, ledwie zważając, że do drugiego łóżka położyły się dwie córki Laury. Najstarsza zaś spała w przyległym alkierzu. O brzasku dnia ukazała się Laura z twarzą rozjaśnioną. Chora śpi spokojnie, ma się lepiej i wolno jej napić się trochę buljonu. Zostałem jeszcze tydzień w Murano i dopiero, kiedy niebezpieczeństwo zupełnie minęło, odjechałem zostawiając w darze uszczęśliwionej Laurze kupioną bieliznę dla C. C. W Wenecji żyłem tylko listami z Murano. Laura powiedziała mi, że C. C. jeszcze wypiękniała. Umierałem z pragnienia, aby ją zobaczyć. Sposobność nadarzyła się wkrótce. W klasztorze miały się odbyć obłóczyny. Udałem się więc do kościoła, co nie narażało mnie bynajmniej na niebezpieczeństwo, gdyż kościół był pełny ludzi. O mało nie upadłem, gdym obaczył moją ukochaną w niewielkiem oddaleniu. Zdawała mi się piękniejsza, smuklejsza, pełna niewysłowionego wdzię-
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/90
Ta strona została przepisana.