W epoce Reja i Kochanowskiego przekładano u nas gorliwie niektóre z nowel Boccacia; w wieku XVII nietylko nie wyszły one z obiegu, ale pojawiały się w coraz to nowem ujęciu. Jednakże na przekład „Dekameronu“, znanego już w XV stuleciu w Anglji, Francji i Niemczech, zdobyła się literatura polska dopiero pod koniec XIX w. W roku 1874 pojawiło się we Lwowie tłumaczenie Władysława Ordona. Ponieważ przekład ten, dokonany według słów tłumacza, z oryginału włoskiego, cieszył się względnie dobrą opinją nietylko wśród publiczności ale i w kołach literackich, więc muszę mu poświęcić kilka słów, rozwiewając niestety złudzenia, co do jego wierności i wartości artystycznej. Brak w nim wstępu autora; t. zw. „Introduzione“, poświęcona opisowi zarazy we Florencji, sprowadzona jest do połowy, tak zresztą, jak i wprowadzenia do poszczególnych nowel. Te dowolności rzucają się w oczy, już przy pobieżnej konfrontacji z oryginałem; gorsza rzecz jednak, że tłumacz prawie każde zdanie Boccacia opisywał swemi słowami, ujmując lub dodając samowolnie całe ustępy. Za przykład, jeden z wielu, niech posłuży ustęp z noweli czwartej (Dzień pierwszy): ...„Opat, przyglądający się jej z pod oka, zadziwiony pięknością dziewczyny, poruszył się jej łzami i przechodząc z oburzenia do litości, nie miał siły najmniejszego wyrzutu jej uczynić. Djabeł zawsze czatuje na mnicha i z tego słabości skorzystawszy, popędy cielesne w nim wzbudzić usiłował“... i t. d. Tego w oryginale wcale niema! Podobne przykłady moglibyśmy mnożyć w nieskończoność. Język przekładu przedstawia się jak „bigos hultaj-
- ↑ Studjum o życiu i dziełach Boccaccia p. t. „U świtu Renesansu“ znajdzie czytelnik przy końcu ostatniego zeszytu, jako posłowie tłumacza.