Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/023

Ta strona została skorygowana.
patrzeć na puste domy naszego grodu. Krom tego, powietrze tamtejsze czystsze jest, a co się należy do zapasów żywności, to znajdziemy tam ich więcej, a przykrości o wiele mniej, niż tutaj. Prawda, że kmiecie podobnie jak mieszczanie umierają, jednakowoż mniej tam ludności i domów, dzięki czemu i mniej się trupów widzi. Przy tem, zdaje mi się, że nie opuścimy tu nikogo, bowiem raczej powiedzieć można, iż same opuszczone jesteśmy. Wszyscy, co nam bliscy byli, albo umarli, albo też, uciekając od śmierci, nas odbieżeli. Żaden wyrzut więc gryść naszych sumień nie będzie, jeżeli zamysł swój wypełnimy, jeśli jednak się go wyrzeczemy, troska, cierpienie, a być może, i śmierć nas spotka. Tedy, jeżeli się zgadzacie, weźmiemy z sobą służbę, opatrzymy się w rzeczy niezbędne i będziemy spędzały czas raz w jednem miejscu, to znów w drugiem, weseląc się w miarę tego, jak nam okoliczności pozwolą; mniemam, że najrozumniejszym postępkiem to się okaże. Będziemy wiodły takie życie, aż niebo nie położy kresu temu, co się teraz dzieje. Sądzę, że oddalić się stąd jest lepiej, niż tu pozostawać i żyć nieobyczajnie, jak to inni czynią.

Pozostałe damy, wysłuchawszy Pampinei, nie tylko zamiar jej pochwaliły ale, pragnąc go w czyn wcielić, jęły myśleć nad wszelkiemi szczegółami, tak jakby wprost z kościoła miały w drogę wyruszyć. Wówczas Filomena, nader roztropna białogłowa, w te słowa rzekła:
— Wszystko, co Pampinea powiedziała, jest rozumne wielce, aliści nie mamy potrzeby tak się spieszyć. Zważcie, że wszystkie kobietami jesteśmy, u przecież i dziecku wiadome jest, że białogłowom trudno jest coś przedsięwziąć bez pomocy mężczyzn. Jesteśmy niestałe, tchórzliwe, uparte i podejrzliwe. Mniemam, że gdy same swoimi przewodnikami będziemy, to wspołeczność nasza długo trwać nie będzie. Musimy za jakimś przewodnikiem się rozejrzeć.
— Prawda jest — rzekła Emil ja — mężczyźni są naturalnymi przewodnikami białogłów i bez nich rzadko jakiekolwiek niewiast przedsięwzięcie do pomyślnego końca przychodzi. Ale gdzież mamy tych mężczyzn szukać? Wiadomo nam, że nasi najbliżsi prawie wszyscy pomarli lub też rozbiegli się w różne strony, uciekając od klęski, od której i my salwować się chcemy. Przyzwoitość zabrania nieznajomych zapraszać; zresztą miast wesela i wczasu, wstyd i przykrość znaleśćbyśmy mogły.
Gdy damy tak z sobą rozmawiały, weszli do kościoła trzej mężczyźni. Nie byli to młodzieńcy, bowiem najmłodszy dwadzieścia pięć lat już liczył. Ani