wienia z tej osobliwości, nie zdradził się z swem nieukontentowaniem, jeno obrócił się do markizy z takim o kurach żartem:
— Zali Wasza Miłość — rzecze z wesołym uśmiechem — w kraju tym kury rodzą się bez koguta?
Markiza wlot pojęła, do czego król pytaniem swem zmierza i widząc, że sam Bóg zsyła jej sposobność okazania gościowi swego ułożenia, odparła swobodnie:
— Nie, Miłościwy królu! Białogłowy tutejsze są takie same, jak wszędzie, chocia w swych strojach i obyczajach od innych nieco się różnią.
Król, usłyszawszy ten respons, zrozumiał zarówno ukryte znaczenie słów markizy, jak i przyczynę, dlaczego obiad z samych kur się składał. Pojął, że z taką białogłową na nic się zdadzą cukrowane słówka, a takoż i gwałtem niczego się nie sprawi. A chocia żądze się w nim wielkie zarzegły, przecie osądził, że lepiej będzie dla jego czci, jeśli ten płomień przygasi. Zaprzestał żartów, obawiając się, aby markiza znów mu ostro nie przymówiła i zbył się wszelkiej nadziei. Skończywszy obiad, podziękował za przyjęcie, jakie go spotkało, polecił markizę Bogu i do Genui zaraz się udał, aby śpiesznym odjazdem powód swego przybycia zatrzeć.
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/055
Ta strona została skorygowana.