Napastnicy ujrzeli, że książę stoi całkiem nagi przy oknie, obrócony twarzą ku morzu i ochładza się letkim wietrzykiem. Alatiel spała mocnym snem. Towarzysz księcia Ateńskiego, uwiadomiony wcześniej, co mu czynić należy, podkradł się do okna na palcach i uderzył księcia tak silnie nożem między żebra, iż ostrze na wylot przeszło. Potem pochwyciwszy ciało, wyrzucił je przez okno. Zamek księcia stał wysoko nad powierzchnią morza; z okna jego widać było tylko kilka lepianek, zburzonych w części przypływem fal; nikt tu prawie nigdy nie zachodził, dlatego też, jak to przypuszczał książę Ateński, nikt nie mógł zauważyć upadku ciała. Towarzysz księcia, obaczywszy, że zadanie uskutecznione zostało, schwycił coprędzej za sznur, przygotowany uprzednio, i pod pozorem żartu zarzucił stryczek na szyję Ciuriaci. Później zacisnął węzeł tak silnie, że sługa nawet zipnąć nie zdołał. Ateńczyk pośpieszył na pomoc swemu towarzyszowi. Dodusiwszy Ciuriaci, ciało jego takoż do morza wrzucili.
Spełniwszy to i upewniwszy się, że ani dama ani nikt inny nic nie zauważył, książę Ateński ze świecą w ręku podszedł do łożnicy i odkrył całkiem wciąż jeszcze śpiącą Alatiel. Obejrzawszy ją szczegółowie, słów zachwytu i podziwu nie znajdował. Jeśli podobała mu się w ubraniu, to naga nad wszelki wyraz go zachwyciła. Na ten widok nowemi żądzami zapalony i nie powstrzymywany wspomnieniem dokonanej przed chwilą zbrodni, ze skrwawionemi rękami legł obok niej. Półsenna Alatiel, myśląc, że to książę Morei, pieszczot mu swoich nie szczędziła.
Siła rozkoszy zażywszy, powstał i przywoławszy kilku z swoich ludzi, kazał porwać Alatiel tak, aby najmniejszego tumultu słychać nie było i wyprowadzić ją tajnemi drzwiami, przez które wszedł do zamku. Wsadzili Alatiel na konia i popędzili drogą do Aten. Ponieważ jednak książę był żonaty, więc nie wprowadził okrutnie zasmuconej Alatiel do miasta, jeno umieścił ją w jednej z swoich nadmorskich posiadłości, w pobliżu Aten leżącej. Trzymał ją tam w tajności, przykazawszy, aby na niczem jej nie zbywało. Następnego dnia dworzanie księcia Morei aż do dziewiątej czekali na jego obudzenie się, jednakoż najmniejszego szmeru nie słysząc, pchnęli drzwi komnaty, które jeno przymknięte były i do środka weszli. Nie znalazłszy nikogo, pomyśleli, że książę wyruszył gdzieś w tajemnicy wraz z swą damą, aby dni kilka na swobodzie i w radości spędzić; uspokoili się przeto i już się nie turbowali. Następnego dnia jednak zdarzyło się, że pewien człek na umyśle pomieszany, wszedł między rudery, gdzie leżały ciała księcia Morei i Ciuriaci, wyciągnął zwłoki sługi i jął je wlec za sobą. Z wielkiem zdziwieniem rozpoznano
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/134
Ta strona została skorygowana.