że nie obawiał się już być poznanym; pozór jego był już całkiem od dawnego jego wyglądu odmienny (dzięki nieustawnym, ciężkim trudom grabia czuł się krzepszym niż dawniej, gdy to żył pośród wygód i wczasów). Pożegnawszy się z Irlandczykiem, u którego przez tak długi czas przebywał, udał się, w nędzne przyodziany szaty, do tego miasta w Anglji, gdzie Perotta pozostawił. Dowiedziawszy się, że Perotto został marszałkiem i wielkim panem i ujrzawszy go w dobrem zdrowiu, wielkiej radości doznał, aliści nie chciał dać się poznać synowi do tego czasu, póki nie uzna, gdzie się Giannetta znajduje. Znowu tedy w drogę wyruszył i do Londynu przybył. Tutaj, zasięgnąwszy ostrożnie wiadomości o damie, której córkę swą powierzył, zasłyszał, że Giannetta wyszła za mąż za jej syna. Na wieść o tem tak niewymowną pociechę uczuł, że wszystkie dawne przeciwności małemi mu się być wydały; znalazł bowiem swoje dzieci przy życiu, zdrowe i szczęśliwe. Żądny obaczenia córki, jął krążyć jako żebrak w pobliżu jej domu. Pewnego dnia Giachetto Lamiens (tak się zwał mąż Giannetty), ujrzawszy starca - nędzarza, wielką litość do niego poczuł i dlatego przykazał słudze do domu go sprowadzić i nakarmić go, w imię miłości Chrystusa. Sługa chętnie wolę swego pana wypełnił. Giannetta obdarzyła już męża kilkorgiem dzieci, z których najstarsze dziewiąty rok życia liczyło. Były to najpiękniejsze i najmilsze dziatki na świecie. Obaczywszy starego grabię, w czasie gdy ten jadł wieczerzę, okrążyły go i jęły się z nim witać czule, tak jakby tajnem przeczuciem wiedzione, odgadły, że jest on ich dziadem. Grabia, wiedząc, że dziatki są jego wnuczętami, hołubił je i tulił, w czem dzieci tak sobie upodobały, że mimo wołania swego preceptora odejść od niego nie chciały.
Giannetta, wołania te usłyszawszy, wyszła z komnaty i zagroziła dzieciom, że ich ukarze, jeśli się swego preceptora słuchać nie będą. Dziatki rzekły z płaczem, że chcą ostać ze staruszkiem, który ich bardziej miłuje, niż preceptor, co usłyszawszy Giannetta i grabia serdecznie się uśmieli.
Grabia podniósł się i pozdrowił panią domu, nie jak ojciec swoją córkę rodzoną, lecz jak żebrak bogatą damę. Na widok Giannetty wielką radość w głębi serca uczuł, aliści ona nie poznała go wcale, bowiem do tego stopnia pozór jego się odmienił. Ów brodaty, chudy, o ciemnej barwie oblicza starzec, podobniejszy był do każdego innego na świecie człowieka, niźli do grabiego Antwerpji.
Giannetta, widząc, że dzieci nie chcą odejść od starca i że uderzają w płacz, gdy się je chce siłą zabrać, rzekła preceptorowi, aby je w spokoju zo-
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/154
Ta strona została przepisana.