i dać mu respons bez nijakiego przymusu. Gdy messer Ricciardo i pani Bartolomea w pustej komnacie na karłach usiedli, Ricciardo na ten kształt zaczął:
— Serce moje, duszo moja, moja nadziejo i radości, zaliż nie poznajesz twego Ricciarda, który miłuje cię bardziej, niżli samego siebie? Czyż to być może? Takżem się odmienił? Spojrzyj na mnie, moje oczko najcudniejsze, błagam cię ze wszystkich sił moich!
Bartolomea głośno się zaśmiała i, nie pozwalając mówić mu dalej, rzekła:
— Możecie być pewni, że nie mam tak słabej pamięci, abym was, mego męża, pana Ricciarda di Chinzica, poznać nie miała. Jednakoż i wy w czasie, gdy żyłam z wami, pokazaliście, że całkiem niedostatecznie mnie znacie. Gdybyście byli w samej rzeczy człekiem tak mądrym, za jakiego uchodzić pragniecie, to spostrzeglibyście niechybnie, że młoda, dziarska i świeża białogłowa, krom odzieży i pożywienia potrzebuje jeszcze czegoś, o czem kobiety dla wstydliwości swej przyrodzonej niechętnie mówią. Sami wiecie, jakeście te pragnienia zaspakajali. Jeśli wam milsze było zgłębianie praw, niźli żona, nie trzeba się było żenić. Wierę, nie sędzią mi się być zdaliście, ale chodzącym kalendarzem, wymieniającym na pamięć posty, święta, uroczystości i wigilje.
Powiem wam takoż, że gdybyście pachołkom, co na polach w waszych majętnościach pracują, tyle świąt naznaczali, ile temu, co nad uprawą mojej maluchnej niwy miał się trudzić, nie zebralibyście ani jednego ziarna. Ale Bóg zlitował się nad moją młodością i zesłał mi człowieka, z którym w tym domu żywię. Nie znamy żadnych świąt (mówię o tych świętach, któreście wy, zdatniejsi do służby bożej, niż do służby u kobiet, obchodzili), przez próg tego domu nie przeszedł nigdy piątek, ani sobota, wigilja, ani post wielki, co trwa niezmiernie długo. W dzień i w nocy się tu pracuje i grempluje wełnę. A owóż i dzisiejszej nocy, nim na jutrznię zadzwoniono, już nie raz imaliśmy się dzieła! Dlatego też umyśliłam u Paganina pozostać i z nim razem się trudzić, póki moja młodość trwać będzie. Święta, posty i odpusty odłożę sobie na starość. Wy zaś jedźcie z Bogiem do domu i święćcie beze mnie dowoli tyle świąt, ile się wam podoba.
Messer Ricciardo, słowa te usłyszawszy, niezmierną boleść poczuł. Gdy Bartolomea umilkła, rzekł:
— Ach, duszo moja, jakież słowa straszne z ust twoich słyszę? Nie maszże najmniejszego względu na cześć swoją i cześć swoich rodziców? Przekładasz żyć w grzechu śmiertelnym z tym człekiem, jako jego miłośnica, niźli jako moja żona w domu naszym w Pizie przebywać? Przecie on, gdy się tobą przesyci,
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/173
Ta strona została skorygowana.