wierna przyjaciółka, ustąpiła potem miejsca drugiej. Masetto, cięgle głupca udając, wcale się na to nie skarżył. Nim odeszły, jeszcze kilkakrotnie spróbowały, jak niemowa harcować potrafi. Później mawiały, że sama rzecz przechodzi wszelkie o niej opowiadania, i znalazłszy stosowną chwilkę, często z niemową igrały.
Pewnego dnia zdarzyło się, że któraś z mniszek, wyglądając oknem z swej celi, spostrzegła miłe igraszki swych towarzyszek i zaraz o tem dwóm innym mniszkom doniosła. Z początku chciały wyjawić wszystko przeoryszy, ale później zamysł odmieniwszy, ugodziły się z tamtemi, aby i one skarbami Masetta cieszyć się mogły. W końcu po różnych przypadkach pozostałe trzy mniszki także się do kompanji przyłączyły. Wreszcie przeorysza, która dotąd niczego się nie domyślała, przechadzając się pewnego dnia po ogrodzie, spostrzegła Masetta, który po całonocnem dojeżdżaniu z sił opadł i spał rozciągnięty pod migdałowym drzewem. Wiatr odwiał mu koszulę, odsłaniając przed przeoryszą całe przyrodzenie. Przeorysza na tę pokusę, poczuła równą chęć, jak i jej mniszki. Obudziwszy Masetta, zawiodła go do swej celi, gdzie go przez kilka dni trzymała, (ku wielkiej żałości mniszek, gorzko skarżących się, że ich ogród tak długo odłogiem leży), próbując uparcie, jak smakuje ta słodycz, którą zawsze potępiała. Wreszcie odesłała pachoła do jego izdebki. Ponieważ jednak często go jeszcze wzywała, żądając od nieboraka, który i tak ledwo pracy mógł wydołać, części, równającej się wszystkim innym, pomyślał Masetto, że ta udana głuchota i niemota do wielkiego nieszczęścia go przywieść może.
Dlatego też pewnej nocy, gdy z przeoryszą w łożu leżał, nagle swój język rozwiązał i rzekł:
— Słyszałem wprawdzie, wielebna matko, że jeden kogut na dziesięć kur starczy, ale i to wiem, że dziesięciu mężów zaledwie jedną białogłowę ukontentować może. Mnie jednemu przypadło dziewięć niewiast obsługiwać, czemu za wszystkie skarby świata podołać nie mogę. Już mnie to ogrodnicze rzemiosło do tego przywiodło, że nie mogę mało, wiele, ani wcale. Albo mnie więc z Bogiem odpuście, albo jakieś zapobieżenie na to zło znajdźcie!
Przeorysza, usłyszawszy słowa człeka, którego za niemowę poczytywała, przeraziła się niepomału i zawołała:
— Dla Boga! Co to znaczy? Miałam cię za niemego!
— Byłem nim, matko wielebna — odparł Masetto, — ale nie od urodzenia. Choroba odjęła mi mowę i dopiero tej nocy ją odzyskałem, za co nieskończone dzięki Bogu składam.
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/187
Ta strona została przepisana.