nić i wam przykrość wyrządzić. Pohamowałam się więc z wielkim trudem i postanowiłam nic nie przedsiębrać, póki was o wszystkiem nie uwiadomię. Oddałam sakiewkę i pas owej kobiecie i precz jej z domu iść kazałam, ale później zważywszy, że mogłaby podarki te dla siebie zatrzymać, jemu zasię powiedzeć, że je przyjęłam, przywołałam ją z powrotem, ze wstrętem z rąk jej przedmioty te odebrałam i przyniosłam je wam teraz, abyście mu je oddali i rzekli, że mi jego podarków nie potrzeba. Dzięki szczodrości mego męża, tyle mam sakiewek i patiów, że snadniebym go niemi zadusić mogła. Teraz zasię powiem wam, jako duchownemu ojcu, że jeśli ów szlachcic w spokoju mnie nie ostawi, poskarżę się moim braciom i mężowi. Niech wówczas będzie, co chce! Niechaj lepiej on ma za swoje, aniżeli ja miałabym z jego przyczyny być osławiona. Zaliż nie prawda, mój ojcze?
Rzekłszy to, płacząc gorzko, wydobyła z pod sukni wspaniałą sakiewkę i bogato haftowany pas i rzuciła je mnichowi na łono.
Ów, upewniony, że dama prawdę mówi, wziął te rzeczy z wielkiem na obliczu pomieszaniem i rzekł:
— Wcale się nie dziwuję, moja córuchno, że się tem wszystkiem tak turbujesz; nie tylko ganić cię za to nie będę, ale przeciwnie, pochwalić cię zamierzam, żeś się rad moich posłuchała. Niedawno napomniałem go ostro, aliści on źle obietnicę swoją zdzierżył. Dlatego też za dawne plugastwa, do których nowe przydał, tak mu myślę uszu natrzeć, że mu raz na zawsze ochota do zalotów odejdzie. Ty zasię nie daj się unieść gniewu zapędom i nie wyjawiaj tych rzeczy swoim krewniakom, bowiem do czegoś gorszego jeszcze snadnie przyjśćby mogło. Nie obawiaj się, aby cześć twoja jakiś uszczerbek przez to ponieść miała.
Dama udała, że te słowa nieco ją pocieszyły; skończywszy przeto mowę swoją, rzekła jeno, wiedząc dobrze o chciwości mnichów:
— Tej nocy zjawili mi się we śnie, świętobliwy ojcze, moi rodzice; zdawało mi się, że ciężkie katusze cierpią i że w niczem tak się nie nużają, jak w potrzebie jałmużny, a zwłaszcza matka moja, która tak zasmuconą mi się okazała, że aż litość brała patrzeć. Sądzę, że wielkiego strapienia przyczyniają jej te obieże, w jakie mnie wtrącił ów wróg Pana Boga. Dlatego też proszę was, abyście odprawili za ich dusze czterdzieści mszy św. Grzegorza, a takoż pomodlili się do Boga tak, aby Stwórca od mąk ich wybawił.
Rzekłszy to, wsunęła mnichowi do ręki dukat złoty.
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/199
Ta strona została skorygowana.