Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/211

Ta strona została przepisana.

Abyście się zaś o tem przeświadczyć mogli dowodnie, powiem wam, że za największą łaskę sobiebym to poczytywał, gdybyście zlecili mi uczynić coś dla ukontentowania waszego. Miałbym to za większe szczęście, niż gdyby mnie się cały świat słuchał. Skoro własność waszą stanowię, jak to widzicie ze słów moich, zaliż mam daremnie gorące prośby do was zanosić, wiedząc, że tylko od was może spłynąć na mnie spokój i szczęście. Dlatego też, jako pokorny niewolnik, proszę was, będących jedynem mojem dobrem i nadzieją duszy mojej, która się miłosnemi płomieniami żywi, abyście raczyli stać się łaskawszą dla mnie i zmiękczyć nieco dotychczasową surowość swoją. Waszą litością pokrzepiony, będę mógł powiedzieć, że wasza piękność, co miłość we mnie wzbudziła, tchnęła też życie we mnie. Jeżeli wysokiej swej duszy do próśb moich nie nakłonicie, życie moje wkrótce zagaśnie. Umrę, zowiąc was morderczynią. Śmierć moja chlubyby wam nie przyniosła, mniemam takoż, że sumienieby wam spokoju nie dało i że wówczas, łaskawszą będąc dla pamięci mojej, niźli dzisiaj dla mnie jesteście, rzeklibyście do się:
— Jakże źle postąpiłam, nie okazawszy memu biednemu Ricciardo ani krztyny litości.
Dręczona niewczesnym żalem, głęboki ból poczujecie. Aby więc temu zapobieżyć, póki jeszcze czas, ulitujcie się nademną i bądźcie łaskawi dla mnie, zanim nie zginę. W waszej mocy leży uczynić mnie najszczęśliwszym, czy też najbiedniejszym na ziemi człowiekiem. Tuszę, że wasza miłość do bliźniego tego nie dopuści, abym miał za mą niezmierną miłość śmierć odnieść w zapłacie ale, że owszem, przychylnym responsem wskrzepicie władze duszy mojej, które drżą teraz przed waszem obliczem.
Tutaj Ricciardo zamilkł i, głęboko wzdychając, kilka łez uronił. Dama, której dotychczas wszystkie zabiegi Strojnisia, jako to turnieje, czy serenady, poruszyć nie mogły, teraz na te wymowne i namiętne słowa kochanka poczuła nieznane jej dotąd wzruszenie i pojęła, co miłość znaczy. I chociaż, posłuszna rozkazaniu męża, głębokie milczenie zachowywała, nie mogła przecie pohamować westchnienia, które Strojnisiowi wszystko wyjawiło.
Ricciardo poczekał chwilę, ale widząc, że responsu niema, zadziwił się zrazu wielce; później jednak odgadł, jakiego podstępu Francesco chwycić się musiał. Spojrzawszy na oblicze damy, spostrzegł, że oczy jej, zwrócone na niego, błyszczały dziwnym blaskiem, usłyszał także westchnienie, dobywające się z jej łona — nabrał przeto otuchy i na nowy wpadł fortel. Jął odpowiadać sam sobie w imieniu damy i w jej przytomności na ten kształt: