do Francesca, który, obaczywszy go, wyszedł mu na spotkanie i rzekł ze śmiechem:
— Cóż, zali dobrze obietnicę swą uiściłem?
— Nie — odparł Strojniś — przyobiecaliście mi bowiem, panie, że będę mówił z żoną waszą, tymczasem natknąłem się na posąg marmurowy.
Odpowiedź ta niezmiernie się panu Francesco podobała i dała mu jeszcze lepsze pojęcie o cnocie żony, aniżeli miał dotąd.
— W każdym razie koń twój do mnie należy — rzekł.
— Tak — odparł Ricciardo — gdybym był jednakoż wiedział, że za moją łaskawość, taką nagrodę od was otrzymam, to podarowałbym wam rumaka wcześniej, żadnych nie stawiając warunków.
Francesco roześmiał się w głos, a potem, odebrawszy konia, po dwóch dniach udał się do Medjolanu.
Dama, pozostawszy sama w domu, często wspominała sobie słowa Strojnisia, myślała takoż o jego miłości dla niej i o rumaku, podarowanym przezeń mężowi. Widząc go zaś, przechadzającego się nieustannie pod jej oknami,
rzekła do się:
— Co ja czynię? Dlaczego marnuję mój wiek młody? Mąż wyjechał do Medjolanu i wróci nie prędzej, jak za sześć miesięcy. Czyż mi wynagrodzi kiedy te stracone chwile? Może wówczas, gdy będę już staruchą. Krom tego,
gdzież znajdę takiego miłośnika, jak Ricciardo. Jestem tu sama i nie obawiam się nikogo. Dlaczegóż miałabym tak szczęśliwą sposobność zaniedbać? Kto wie, czy podobna kiedykolwiek się trafi? Nikt o tem nigdy się nie dowie, a zresztą, gdyby i wszystko na jaw wyszło, lepiej zawsze pokutować za to, czego się użyło, aniżeli za to, czego się nie zaznało.
Porozmyślawszy do syta, zawiesiła na oknie, wychodzącem na sad dwa ręczniki. Ricciardo, ujrzawszy je, ucieszył się okrutnie i za nadejściem nocy wszedł do sadu przez furtkę, która zaparta nie była. Później wszedł do domu damy, która wyszła mu na spotkanie i z oznakami najżywszej radości go przyjęła. Ricciardo, objąwszy ją i ucałowawszy tysiąc razy, wszedł na stopnie schodów. Nie mieszkając, legli do łoża i ostatnie granice miłości poznali. Ten pierwszy raz ostatnim wcale nie był, bowiem w czasie nieobecności Francesca, a takoż po jego powrocie, Strojniś nieraz do domu jego żony powracał, składając jej liczne miłości dowody ku obopólnemu ukontentowaniu.
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/213
Ta strona została przepisana.