kiem jego strapienia i smutku cieszyć się nie mogła. Zebrał więc pieniędzy, ile zdołał, i w wielkiej tajności, nie żegnając się z nikim, krom jednego przyjaciela, który o wszystkiem był uwiadomiony, do Ankony wyruszył, pod przybranem nazwiskiem Filippa di Sanlodeccio.
W Ankonie zaciągnął się na służbę do pewnego bogatego kupca i na pokładzie jego okrętu odpłynął na Cypr.
Obyczaje jego tak się kupcowi podobały, że nie tylko znaczne zasługi mu ustanowił, ale i do spółki go przypuścił, poruczając mu pieczę nad większością dzieł swoich. Tedaldo tak je szczęśliwie prowadził, że stał się po kilku latach poważanym i bogatym kupcem. Chocia, pośród zajęć swoich rozlicznych, często swoją damę okrutną wspominał, chocia miłość nękała go srodze, tak iż radby był ujrzeć jaknajprędzej Ermellinę, przecie okazał się tak twardym, że w przeciągu siedmiu lat nieustannie samego siebie przezwyciężał. Zdarzyło się jednak, że pewnego razu usłyszał na Cyprze kanconę, którą niegdyś sam był ułożył, wysławiając w niej miłość wzajemną i doznawane rozkosze, i pomyślał, że jest rzeczą niemożliwą, aby dama jego o wszystkiem zapomnieć miała. Owładła nim tak ogromna żądza ujrzenia Ermelliny, że już wytrzymać dłużej nie będąc w stanie, postanowił do Florencji powrócić.
Przywiódłszy swoje sprawy do porządku, wyruszył do Ankony w towarzystwie jednego tylko sługi. Odesłał swoje kufry do Florencji do jednego z przyjaciół ankońskiego kupca, sam zasię przybył wraz ze sługą do miasta przebrany w strój pielgrzyma. Wszedłszy do grodu, zamieszkał w małej gospodzie, należącej do dwóch braci, i położonej w pobliżu domu jego damy. Pierwsze swoje kroki tam obrócił, aby ją ujrzeć. Aliści okna i drzwi zamknione znalazł i wniósł stąd, że dama jego albo umarła, albo też do innego miasta się przeniosła. Pełen srogiej turbacji, udał się do domu swoich braci i ujrzał ich wszystkich czterech w żałobne szaty przybranych. Tem widokiem wielce zadziwiony i pewien, że do tyla strojem swoim i pozorem jest odmieniony, iż nikt go łatwie nie pozna, zbliżył się do pewnego szewca i zapytał, dlaczego ci szlachcice są w czarne szaty ubrani? Szewc odparł na to:
— Jeszcze i dwóch tygodni niema, jak jeden z ich braci, imieniem Tedaldo, który już oddawna stąd odjechał, zabity został. Zdawa mi się, że dowiedli przed sądem, iż pozbawił go życia Aldobrandino Palermini (już go pochwycono!) za to, że Tedaldo jego żonę miłował i że powrócił tu w przebraniu, aby ją ujrzeć.
Tedaldo wielce się zadziwił na myśl, że ktoś tak podobny do niego się
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/224
Ta strona została przepisana.