— Przyrzekam — rzekła dama — i z wielką ochotą słowa dotrzymam, nic bowiem większej radości mi nie sprawi, jak obaczenie męża mego w bezpiecznym i swobodnym stanie, a Tedalda przy życiu.
Wówczas Tedaldo osądził, że nadszedł stosowny czas na to, aby dać się poznać i skrzepić Ermellinę większą jeszcze nadzieją, że mąż jej wolność odzyska.
— Pani — rzekł do niej — chcąc wszystkie wasze obawy co do losu męża rozproszyć, odkryję wam pewną tajemnicę. Nie wyjawiajcie jej jednak nikomu na świecie!
Znajdowali się sami we dwoje w ustronnej komnacie, dama bowiem czuła wielką ufność do pielgrzyma. Tedaldo zdjął z palca troskliwie strzeżony pierścień, który mu niegdyś w ostatnią noc, razem spędzoną, dała Ermellina.
— Czy znacie ten pierścień? — spytał pielgrzym.
Dama, poznawszy odrazu klejnot, rzekła:
— Tak jest, dałam go kiedyś Tedaldowi.
Wówczas pielgrzym wyprostował się, zrzucił z siebie płaszcz i kaptur z głowy i rzekł w narzeczu florenckiem:
— A mnie czy także poznajecie?
Na te słowa dama spojrzała nań i, poznawszy w nim Tedalda, osłupiała całkiem i zatrwożyła się tak, jak możnaby się przerazić martwych ciał, które nagle ruszać się zaczną. Miast go w objęcia pochwycić, jako swojego Tedalda, który z Cypru powracał, uciekać przed nim chciała, niby przed trupem, co wyszedł z mogiły.
Wówczas Tedaldo rzekł:
— Nie strachajcie się po próżnicy, jestem Tedaldem, żywym i zdrowym. Nie umarłem, tak, jak sądziliście wy i bracia wasi.
Ermellina, nieco oprzytomniawszy, chocia dźwięk jego głosu po dawnemu ją trwożył, spojrzała na niego uważniej i przekonała się, że jest on prawdziwym Tedaldem. Rzuciła mu się przeto z płaczem na szyję i rzekła, całując go.
— Bądź pozdrowiony mój Tedaldo najdroższy!
Tedaldo, ucałowawszy ją i uściskawszy po tysiąc razy, rzekł w te słowa:
— Nie czas teraz pieszczotom się oddawać. Chcę uczynić wszystko, co w mojej mocy leży, aby Aldobrandino powrócił tu zdrów i cały. Mam nadzieję, że nim wieczór nastanie, dobre wieści o nim usłyszycie. Jeśli dzisiaj jeszcze czegoś pomyślnego o nim się nie dowiem, powrócę do was dzisiejszej nocy, aby się z wami nowinami podzielić.
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/231
Ta strona została przepisana.