Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/261

Ta strona została przepisana.

Któż, co okrutnie ponosi męczarnie,
Ma równe prawo do skargi.
Jak ja, do której wszelki ból się garnie?

Władca gwiazd jasnych, rządzący tym światem.
Igraszkę czyni sobie z mej istoty,
Bo choć mnie okrył wdzięków majestatem,
Który dla ludzi blask rozsiewa złoty
Pod niebios Jego sklepieniem bogatem,
Jednak mych wdzięków nie ważąc, ni cnoty,
Mrok na słoneczne me spuścił tęsknoty
I radość w wieczną przemienił męczarnię.

Gdy w przeszłość tęsknem podążę wspomnieniem,
Widzę młodzieńca, co mnie, dzieckiem prawie
Obdarzył sercem i objął ramieniem,
Dni swe mej służbie oddał i zabawie,
Pojąc się wzroku mojego płomieniem.
Ach, nigdy tego słowem nie wysławię,
Jak cudnych marzeń był on mi wcieleniem,
Z jakiem patrzyłam w niego zachwyceniem!
Lecz całe szczęście to wnet. znikło marnie!

Inny wziął potem duszę mą i ciało,
Lecz jak odmienny: pyszny z swego rodu.
Z twarzą pochmurną zawsze i zuchwałą.
Ten mnie uczynił służką swą za młodu.
A gdy zazdrości oddał duszę całą,
Gorycz poczułam w złotych krużach miodu.
Ach, czuję teraz wśród łez i zawodu,
Że mych afektówby dla wielu stało,
I że ten jeden więzi mnie bezkarnie!

Skarżyć się muszę dziś na twarde losy;
Cóż mnie skłoniło wyrzec zgody słowo
I czarną szatę zmienić na godową?