Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/331

Ta strona została przepisana.

konana jestem, że twoje pieśni do opowieści twych podobne być muszą, wzywam cię tedy do odśpiewania czegoś, coby ten smutny dzień zakończyło. Filostrato, nie wzdragając się wcale, taką pieśń zaśpiewał:

Dla jakich przyczyn biedne serce moje
Wieczystą skargą na miłość wybucha,
Chcę opowiedzieć. Niech mnie każdy słucha!

Gdy poraz pierwszy spłynęła w mą duszę
Miłość, dla której dziś znoszę katusze
I łzy goryczy wylewam bez końca,
Jaśniejszą była mi od gwiazd i słońca,
I tak radosną, że jej chęciom gwoli
Do najstraszniejszych byłbym gotów kaźni!
Lecz wnet poznałem błąd mej wyobraźni:
To była złuda, która wabi, drażni,
Na to, by strącić w odmęty niedoli.

Tak... Opuściła mnie okrutnie ona,
Choć rajem dla mnie były jej ramiona.
Na głuchą pustkę otwarła mi oczy,
Gdym już cel pragnień miał posiąść uroczy.
Gdym obraz marzeń widział niedaleki,
Nagle odeszła ode mnie na wieki!
Na próżno serce moje krwią dziś broczy.
Inne już w piersiach jej tleje kochanie,
A mnie zostały: rozpacz i wygnanie!

Więc zrozpaczony, smutny i sierocy,
Rzewnemi skargi żalę się wśród nocy.
Wieczną męczarnią trawię się i ginę,
I klnę, niestety, ten dzień i godzinę,
W której ujrzałem jej wdzięki zwodnicze,
I blask dokoła siejące oblicze,
Najpowabniejszą zguby mej przyczynę!
Zbywszy się wiary i nadziei słońca,
Klnie ją ma dusza, od boleści mrąca!