siliła się wmówić w niego ową bajkę, której sama uwierzyła. Wysiłki jej na niczem spełzły. Amerigo, srogim gniewem zapalony, rzucił się z obnażoną szpadą na córkę, która w tym czasie synka powiła, i krzyknął:
— Albo mi wyznasz, kto jest ojcem twego dziecięcia, albo zginiesz na miejscu!
Z trwogi przed śmiercią złamała Violanta dane Piotrowi słowo i wyznała ojcu wszystko, co między nimi zaszło. Rycerz, wysłuchawszy Violanty, wpadł w taką wściekłość, że ledwie od zamordowania córki pohamować się zdołał. Dawszy w słowach folgę gniewowi swemu, wsiadł na konia i do Trapani popędził. Przybywszy do grodu, oskarżył Piotra przed Curradem, kapitanem wojsk królewskich, o hańbę, wyrządzoną jego domowi. Kapitan kazał Piotra niespodzianie pochwycić i wziąć go na spytki celem dobycia z niego dokładniejszych zeznań; potem skazał go na przepędzenie kijami przez całe miasto, a następnie na powieszenie. Aby zaś ta sama godzina była kresem życia obojga kochanków i ich dziecięcia, pan Amerigo, który gniewu swego wyrokiem śmierci na Piotra jeszcze nie zaspokoił, wsypał truciznę do kielicha z winem i powierzył go wraz z ostrym sztyletem jednemu ze sług swoich, mówiąc doń:
— Udaj się z tem do Violanty i w mojem imieniu jej powiedz, aby, nie mieszkając, jeden z tych dwóch rodzajów śmierci wybrała. Niechaj ginie od trucizny lub od noża, w przeciwnym razie, jak na to zasłużyła, w obliczu całego miasta na stosie spłonie. Skoro zaś tego dokonasz, pochwyć chłopca, którego Violanta przed kilkoma dniami na świat wydała, rozbij mu głowę o ścianę i rzuć go potem psom na pożarcie.
Otrzymawszy od okrutnego ojca taki rozkaz, córki jego i wnuka się tyczący, sługa poszedł go wykonać. Tymczasem Piotr, na śmierć skazany, pędzony był uderzeniami kijów do szubienicy. Pachołkowie kata wiedli go koło gospody, w której trzech szlachciców armeńskich mieszkało. Byli to posłowie, wysłani przez króla Armenji do Rzymu dla porozumienia się z papieżem w ważnych sprawach, wojny krzyżowej dotyczących. Zatrzymali się oni w Trapani dla wypoczynku i skrzepienia sił, przyjmowani z osobną czcią przez dostojnych obywateli miasta z panem Amerigo na czele. Trzej posłowie, widząc przechodzący orszak z Piotrem pośrodku, podeszli przez ciekawość do okna. Piotr był do pasa całkiem obnażony i ręce miał na plecach związane. Jeden z posłów nazwiskiem Fineo, człek w podeszłym wieku, spostrzegł na piersi młodzieńca wielką ognistej barwy plamę, nie od rany pochodzącą,
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/378
Ta strona została przepisana.