nemi włosami i z ciałem, przez gałęzie i kolce poszarpanem, pędząc ku niemu bez tchu prawie wśród głośnego płaczu i wołania o litość. Po obu jej bokach gnały nieodstępnie dwa rozjadłe kundle, co chwila zatapiając w jej ciele kły, gdzie tylko schwycić mogły, za nią zasię gnał rycerz na czarnym koniu i w czarnym rynsztunku z twarzą, pałającą gniewem, ze szpadą w ręku i straszliwemi, hańbiącemi słowy śmierć jej zapowiadał. Na ten widok Nostagia w pierwszej chwili przejęły podziwienie i trwoga, wnet jednak współczucie wzbudziło w nim żądzę ocalenia nieszczęśliwej niewiasty od mąk takich i śmierci. Nie mając broni pod ręką, schwycił potężną gałąź i nią drogę psom i rycerzowi zagrodził. Czarny rycerz, spostrzegłszy to, zdaleka już na niego zawołał:
— Zaniechaj walki, Nostagio, i pozwól mnie i psom moim uczynić z tą niewiastą to, na co zasłużyła!
Przy tych słowach dwa kundle schwyciły z całej siły dziewczynę za biodra i osadziły ją na miejscu; rycerz zasię przypędził na koniu i skoczył z niego, podnosząc szpadę. Nim jednak mógł coś uczynić, Nostagio stanął przed nim i zawołał:
— Nie wiem, ktoś jest, choć mnie tak dobrze znać się zdajesz; tyle ci jednak powiedzieć mogę, że w wysokim stopniu haniebną jest rzeczą, gdy zbrojny rycerz nagą kobietę chce mordować i psami ją szczwa, niby dzikie zwierzę, dlatego też bronić jej będę z wszystkich sił moich.
— Nostagio — odrzekł na to rycerz — pochodzę z tego samego, co i ty, miasta. Byłeś jeszcze małem dziecięciem, kiedym ja w tej oto dziewczynie zaiste o wiele goręcej się kochał, aniżeli ty teraz w pannie Traversari. Aliści pycha jej i okrucieństwo wtrąciły mnie w taką rozpacz, że wreszcie tą szpadą, którą widzisz w mojem ręku, bezbożne życie sobie odebrałem i za to na wieczyste męki skazany zostałem. Wkrótce potem umarła i ona, niezmiernie z śmierci mojej się radująca. Za okrucieństwo i za to, że cieszyła się z mąk moich, nie uważając tego nigdy za grzech, na wieczne męki piekielne skazana została. Gdy do piekła przybyła, obojgu nam za karę naznaczono: jej uciekać przede mną, mnie zasię, którym ją niegdyś tak gorąco miłował, za nią się uganiać, nie jako za przedmiotem miłości, ale jak za śmiertelną nieprzyjaciółką swoją. Ilekroć ją dopędzę, przeszywam ją tą samą szpadą, którą się niegdyś zabiłem, otwieram, jak to zaraz obaczysz, jej pierś, wyrywam z niej twarde i zimne serce, do którego miłość, ani litość przystępu znaleźć nie mogły, i rzu-
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/383
Ta strona została przepisana.