Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/384

Ta strona została przepisana.

cam je psom moim na pożarcie. Po pewnym czasie jednak zmartwychwstaje ona znowu za Boga sprawiedliwym wyrokiem i wszechmocy jego władzą, jakgdyby nigdy zabitą nie była. Wówczas zaczyna się odnowa jej żałosna ucieczka i moja wściekła pogoń za nią. Tak dzieje się w każdy piątek, o tej, co dzisiaj, godzinie i na tem samem miejscu. Dopadam jej i, jak wnet ujrzysz, morduję; nie sądź jednak, że w inne dni spoczynek mamy; codziennie w tych wszystkich miejscach, gdzie jakieś okrutne myśli piastowała, prześladuję ją i ścigam. Ponieważ zasię z najczulszego kochanka wrogiem jej się stałem, tedy tyle lat muszę ją w ten sposób dręczyć, ile miesięcy ona się znęcała nade mną. Pozwól mi wyroku sprawiedliwości bożej dopełnić i nie próbuj sprzeciwiać się temu, czemu przeszkodzić nie jest w twojej mocy.
Na te słowa Nostagio osłupiał, a włosy ze strachu zjeżyły mu się na głowie. Odstąpiwszy kilka kroków, zwrócił oczy na dziewczynę i czekał drżący na to, co dalej się stanie. Rycerz zasię, słowa te wyrzekłszy, skoczył nakształt rozjuszonego zwierzęcia ku dziewczynie, która, przez dwa kundle szarpana, na klęczkach o litość błagała, i pchnął ją szpadą w piersi z taką siłą, że ostrze wyszło plecami. Z jękiem śmiertelnym zwaliła się nieszczęśnica od ciosu tego na ziemię, a wówczas rycerz chwycił sztylet, bok jej nim otworzył, wyrwał serce i cisnął psom, które je z żarłocznością połknęły. Ledwo kilka chwil upłynęło, dziewczyna podniosła się, jakgdyby nic się nie stało, i jęła uciekać na nowo w kierunku morza; obok niej, jak pierwej, gnały psy, nie przestając jej szarpać. Rycerz, dosiadłszy czarnego swego rumaka, ze szpadą w ręku szalonym pędem za nią podążył. Wkrótce tak się oddalili, że Nostagio stracił ich z oczu.
Nostagio, obaczywszy to wszystko, stał nieruchomo na miejscu, miotany litością i trwogą. Naraz jednak uderzyła go myśl, że to zdarzenie, powtarzające się co piątek, może mu się stać pomocne wielce. Zapamiętał więc sobie dokładnie miejsce, a po powrocie do Chiassi posłał po wielu krewnych swoich i przyjaciół do Rawenny.
— Długo staraliście się to na mnie wymóc — rzekł do nich — abym miłości mojej do owej okrutnicy się wyrzekł i szalonych wydatków zaprzestał. Otóż obecnie jestem gotów to uczynić, pod warunkiem jednakowoż, że pana Paolo Traversari k’temu skłonicie, aby w towarzystwie żony, córki i wszystkich krewnych wraz z wami i damami, jakie wybrać zechcecie, w najbliższy piątek