Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/397

Ta strona została przepisana.

dowiedziawszy się w kościele, że o trzeciej po południu pióro Archanioła Gabrjela zobaczą, powrócili po skończonej mszy do domów i wiadomość o relikwji roznieśli między kumów, kumoszki i sąsiadów. Naskutek tego po obiedzie zbiegła się do kościoła taka ciżba ludu, że nawa świątyni pomieścić jej nie mogła. Wszyscy gorzeli pragnieniem obaczenia cudownego pióra.
Brat Cipolla, podjadłszy sobie należycie i przespawszy się nieco, podniósł się po godzinie trzeciej z łoża. Na wieść, że wielka ćma ludu już czeka na ujrzenie pióra Archanioła Gabrjela, rozkazał Gucciowi nieść torbę i iść przodem. Guccio z wielkim trudem od kuchni i Nuty się oderwał, poczem powlókł się ku kościołowi, stękając i sapiąc, bowiem wypite wino brzuch mu rozdymało. Stanąwszy przed głównemi drzwiami, zgodnie z rozkazem brata Cipolli, jął gwałtownie dzwonić. Po kilku chwilach brat Cipolla, widząc, że już dosyć ludu napłynęło, przystąpił do kazania, w którem wypowiedział wiele rzeczy, stosujących się do mającego nastąpić widowiska. Wreszcie, gdy odpowiednia chwila nastała, brat Cipolla odmówił jeszcze z wielkiem namaszczeniem Confiteor, poczem rozkazał dwie świece woskowe zapalić, zdjął kaptur z głowy, odwinął powoli jedwabną materję i wydobył puzdro. Co uczyniwszy, wypowiedział jeszcze kilka słów, wychwalających Anioła Gabrjela i relikwję świętą, którą trzymał w ręku — wreszcie puzdro otworzył.
Ujrzawszy w niem węgle, zamiast pióra, brat Cipolla nie pomyślał ani na chwilę, aby to miała być sprawka Guccia, wiedział bowiem dobrze, że nie miałby on dosyć sprytu, potrzebnego na wypłatanie podobnego figla. Nie przeklinał go nawet w duszy za to, że tak źle strzegł powierzonych mu rzeczy, natomiast samemu sobie gorzkie czynił wyrzuty, że, znając przymioty Guccia, tak drogocenną rzecz pod straż mu oddał. Cóż było jednak czynić! Brat Cipolla, przytomności umysłu nie tracąc i nie dając najmniejszej poznaki po sobie, że go przykra niespodzianka spotkała, podniósł wzrok i ręce ku niebu i zawołał tak głośno, że go wszyscy przytomni usłyszeć musieli:
— O Boże! Wszechmocy Twojej niechaj chwała będzie na wieki!
Poczem zamknął puzdro i rzekł, zwracając się do ludu:
— Trzeba wam wiedzieć, najmilsi, że już dawno temu, jeszcze w latach młodości mojej, byłem wysłany przez zwierzchność moją do krajów, gdzie słońce wschodzi. Zlecono mi tak długo szukać, aż odkryję ziemię, w porcelanę obfitującą. Dla osiągnięcia tego celu, puściłem się w drogę z Wenecji. Przebyłem Grecję i stąd przez królestwo Algarwji, Bagdad i Parione dojechałem wreszcie do Sardynji, umierając już prawie z głodu. Aliści pocóż mam wam