Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/408

Ta strona została przepisana.

wtarzał, do już opowiedzianych rzeczy powracał wykrzyknikiem: „Nie, nie tak było!“, wątek przerywał, wreszcie nazwiska naopak wymieniał, albo z sobą mieszał, nie mówiąc już o tem, że słowa jego ani charakterowi osób, ani przytaczanym wypadkom nie odpowiadały. Madonna Oretta, słuchając go, gorącym potem się oblewała i już ledwo dychać mogła. Wreszcie, nie będąc w stanie już wytrzymać dłużej i widząc, że rycerz wlazł w smołę i że nie może się z niej wydobyć, zawołała żartobliwie:
— Panie, koń wasz okrutnie trzęsie, proszę tedy, abyście pozwolili mi zejść z niego.
Szlachcic, obdarzony, na szczęście, większą pojętnością umysłu, niźli zdolnością opowiadania, uszczypek zrozumiał i obrócił rzecz całą w żart i śmiech; poczem z chlubną zręcznością przerwał zaczętą a źle opowiedzianą historję i innym bez urazy pola ustąpił.