— Wstań — rzekł Pietro — i nie obawiaj się niczego, powiedz mi jeno, jak i poco tutaj wszedłeś?
Młodzieniec przyznał się do wszystkiego. Pietro nie okazał najmniejszego gniewu, przeciwnie, zdawał się tylko cieszyć się ze znalezienia go o tyle, o ile żona jego tem się martwiła. Wziął go za rękę, wprowadził do komnaty, gdzie żona z największą trwogą go oczekiwała, usiadł naprzeciw niej i rzekł:
— Przed niedawnym czasem przeklinałaś żonę Ercolana, uważając, że należałoby ją spalić, jako zakałę niewieściego pogłowia. Przecież tego także i o sobie nie powiedziałaś. Jeśli nie chciałaś mówić o sobie, jak mogłaś się odważyć przeklinać inną kobietę, wiedząc, że podobnie, jak ona, postępujesz? Wierę, tem tylko sobie wytłumaczyć wszystko można, że wszystkie jednako niegodziwe jesteście, i że każda swój własny błąd cudzym zasłonićby pragnęła. Bodajby tedy ogień spadł z nieba i pochłonął was wszystkie, o haniebne i niegodziwe plemię!
Żona Pietra, widząc, że pierwszy zapęd jego gniewu w słowach upust swój znalazł, i że mąż jej nie posiada się z radości, mając w swem ręku tak urodziwego młodzieńca, rzekła:
— Zaprawdę, wierzę, że pragnąłbyś, aby nas wszystkie ogień niebieski pochłonął, wiem bowiem dobrze, że tak pogłowie nasze kochasz, jak psy kij. Aliści, na święty krzyż pański, i ja nie zmilczę! Jeśli się mamy wreszcie porachować, to chciałabym wiedzieć, jakie to masz prawo do skarżenia się na mnie? Porównywasz mnie z żoną Ercolana, z tą starą obłudnicą! Mąż nie zaniedbuje jej w niczem i obchodzi się z nią tak, jak z żoną należy się obchodzić. Ze mną rzecz się ma zgoła inaczej. Prawda, żem dobrze odziana i obuta, aliści sam wiesz najlepiej, jak się ma rzecz z innemi sprawami, i ile czasu minęło, jakem cię w nocy obok siebie w łożu oglądała. Ja zasię wolałabym obdarta i bosa chodzić, a mieć za to prawdziwego mężczyznę przy sobie, aniżeli posiadać to wszystko, co posiadam, a widzieć w tobie wroga płci mojej. Słuchaj tedy uważnie, Pietro, co ci powiem. Jestem kobietą, jak i inne, i te same mam pragnienia. Jeżeli tedy, przez ciebie zaniedbana, zaspokoić się je staram, winić mnie za to nie można. Dobrze, że tyle chociaż dbam o cześć twoją, iż nie zadaję się z hultajstwem ulicznem.
Pietro, widząc, że podobny spór całą noc mógłby się przeciągnąć, i nie czując chęci do kłótni z żoną, rzekł:
— Dosyć na tem! Bądź spokojna, przyrzekam ci, że jakoś się to wszystko
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/443
Ta strona została przepisana.