Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/445

Ta strona została przepisana.

ci nowinę!“. Wszystkie damy wybuchnęły śmiechem, osobliwie zasię królowa. Kazano mu inną pieśń wybrać. Dioneo odparł:
— Gdybym miał cymbałki, tobym wam zaśpiewał:
„Pani Lappo, podnieś suknię“, albo: „Pod oliwką miękka trawa“, a może też tę:

Morska fala mnie kołysze,
Jak mi słabo, ledwo dyszę!

Ponieważ jednak nie mam muzycznego instrumentu, wybierajcie więc same, co wam się podoba. Może chcecie:

Tylko przyjdź, ja cię okrzeszę,
Jak ogrodnik drzewo w maju.

— Nie! — zawołała królowa — zaśpiewaj coś innego!
— A więc to może — odrzekł Dioneo — „Pani Simono, w beczkę lej!“ Aliści co tu mówić o laniu w beczkę, kiedy jeszcze nie październik!
— Do kata! zawołała, śmiejąc się, królowa — zaśpiewajże coś obyczajniejszego!
— Dobrze, pani — rzekł Dioneo — tylko się nie gniewajcie, macie z czego wybierać, znam bowiem piosenek więcej, niż tysiąc. Może chcecie tę: „Muszeleczka moja mała“, albo „Tylko wolno, mój mężusiu“, lub tę wreszcie: „Koguta sobie kupiła“.
Królowa rozsierdziła się wreszcie i rzekła:
— Zaprzestań żartów, Dioneo, i zaśpiewaj nam jakąś miłą piosenkę, inaczej poznasz, że prawdziwie gniewną być umiem.
Dioneo zaczął:

Amorze, boskie światło,
Co z oczu jej płomienną bije strugą,
Zrobiło mnie wraz jej i twoim sługą!
Z oczu jej płomień przeszedł w moje oczy.
Ledwiem ją spostrzegł, ledwiem rzucił okiem,
Jużem zgubiony!
Wiem, jakeś hojny, władny i uroczy,
Wiem — bo w obliczu jej żyjesz wcielony,
Patrzysz jej wzrokiem.