Gianni oświadczył, że chętnie się na to zgadza. Poczem wstali oboje i przystąpili na palcach do drzwi, za któremi stał Federigo. Pani Tessa, zatrzymawszy się na progu, rzekła do męża:
— Uważaj, abyś splunął, gdy skończę zaklęcie.
— Dobrze — odparł Gianni.
Pani Tessa po chwili milczenia zaczęła w te słowa:
O duchu z zadartym chwostem,
Wróć, skąd idziesz, szlakiem prostym!
Słysz, czuj, słuchaj woli mojej.
Tam, gdzie wielka śliwka stoi,
Znajdziesz dla się zapas wszelki:
Owoc kurzy, tłuszcz i mięso,
Jedz — aż uszy się zatrzęsą,
Sięgnij także do butelki.
Ale opuść w dobry czas
Mnie i mego Gianni wraz.
Tu, urwawszy, zawołała:
— Gianni, spluń!
Gianni splunął.
Federigo, który za drzwiami całą rozmowę słyszał, pozbywszy się wszelkich podejrzeń, o mało się nie rozpukł ze śmiechu. Gdy Gianni splunął, nie mógł się wstrzymać od mruknięcia:
— Bodajbyś i zęby wypluł zarazem!
Pani Tessa po trzykroć jeszcze powtórzyła potężne zaklęcie, a potem wróciła z mężem do łóżka. Federigo zasię, zrozumiawszy dobrze wskazówki, w tajemniczem zaklęciu zawarte, nie omieszkał pospieszyć do ogrodu. Zabrał znalezione kapłony, jaja i wino do domu i tam pożywił się, jak należało. Odwiedziwszy po kilku dniach panią Tessę, naśmiać się nie mógł do syta z jej egzorcyzmów.
Według zdania niektórych, pani Tessa łeb ośli pyskiem ku Fiesole obróciła, aliści robotnik jakiś, przez ulicę przechodząc, uderzył weń kijem, tak, że łeb ten, obróciwszy się kilkakrotnie, pozostał w postawie, ku Florencji wskazującej.